(Rozmowy) o współczesnej literaturze niderlandzkiej – strona prowadzona przez Fundację Literatura
Fragment polskiego tłumaczenia sztuki „Misja” belgijskiego pisarza, eseisty, historyka i poety Davida van Reybroucka. Sztukę opublikował miesięcznik „Dialog” (11/2013), tłumaczenie: Ryszard Turczyn. Redakcji miesięcznika, autorowi i tłumaczowi bardzo serdecznie dziękujemy za pozwolenie na publikację poniższego fragmentu.
David Van Reybrouck, foto: © Stefan Vanfleteren, (zdjęcie ze strony internetowej autora: http://www.davidvanreybrouck.be)
DAVID VAN REYBROUCK
„MISJA” (FRAGMENT)
(…) „Komunia święta to najważniejsze. Małżeństwo, cóż… W Kongo nikt się nie żeni, zanim nie ma dzieci. Najpierw trzeba się przekonać, czy kobieta może urodzić. Przez wszystkie te lata znałem tylko jeden przypadek, że kobieta nie mogła mieć dzieci, a mąż mimo wszystko z nią został. Jeden przypadek. Ale to byli wspaniali ludzie, naprawdę.
Dzieci… znaczy. Jeśli… Z tym to jest tak… Można powiedzieć, że mam dużo dzieci, no nie? W buszu biega mnóstwo dzieciaków, które mają na imię André. Albo wręcz Vanneste, bo rodzicom spodobało się moje nazwisko. Ochrzciłem parę dzieciaków, które miały na imię Merci Vanneste.
Jeśli idzie o inne sakramenty… no to jakby mniej. Na ostatnie namaszczenie to i tak zawsze przyjeżdżam za późno. Skoro już o tym mowa… Jeśli idzie o spowiedź, to nie bardzo to lubię. Dawniej miałem nawet po siedemset jednego dnia. Kobiety, które opierają człowiekowi głowę na piersi i chlipią. No to wtedy powiedziałem: robimy spowiedź zbiorową. Dwieście, trzysta osób naraz. Każdy mamrotał coś tam o zazdrości i zdradzie, a ja dawałem rozgrzeszenie.
Wszyscy jesteśmy błądzącymi ludźmi. Duchowni też. U nas też są różni. Także alkoholicy i narkomani, dziwkarze, pedofile. Zawsze zdarzy się ktoś upadły moralnie, często to są straszne rzeczy, a czasem całkiem zrozumiałe. Jak sobie pomyślę o tych chłopakach zaraz po nowicjacie, którzy przychodzą prosto do nas, młodzi, silni ludzie z prawdziwą wiarą, ludzie z humorem i tryskający radością życia… No to ja powiem tylko tyle, że celibat nie jest wymyślony na Afrykę, poważnie, niech sobie w Rzymie mówią, co chcą. Gdzieś tak w zeszłym miesiącu jeden z kardynałów wygłosił wielką przemowę o celibacie, ale lepiej, żeby nic nie mówili. Wystarczyłoby, żeby przyjechali do Afryki na miesiąc, dwa albo na rok, to od razu by mówili inaczej, niż siedząc w Watykanie.
Duma i radość z powodu celibatu? Tak, tak, zawsze mogą sobie pójść na ryby, akurat. Taki biskup Budavu, który zmarł całkiem niedawno, pisali nawet o tym w gazecie, wszyscy wiedzieli. W czasie niedzielnych połączeń radiowych nieraz była dla niego wiadomość: „Ekscelencjo, córka Ekscelencji potrzebuje pieniędzy na paszport”.
Powinni dać sobie z tym spokój. Ale z tym papieżem z Polski i tymi, co go popierają, nie da się tego przeprowadzić. Zdarzają się święte osoby, z całym szacunkiem, nie powiem, ale to jest coś fundamentalnego, co ciąży nam już od wieków. Ja sam akceptuję celibat jako słowo Jezusa, jako charyzmat Ducha Świętego, ale przede wszystkim jako wolny wybór! Nie chodzi o to, że mam być zimny jak zamrażarka, chodzi o to, że ja osobiście czuję, że jako człowiek i jako misjonarz jestem bardziej dyspozycyjny, kiedy nie jestem z nikim związany. Co nie wyklucza oczywiście, że zdarza mi się powiedzieć kobiecie komplement. Tamtejsze kobiety naprawdę potrafią się ze smakiem i elegancją ubrać. Przepięknie! Przecież jak człowiek jest na diecie, to nie znaczy od razu, że nie może nawet zajrzeć do karty dań! Nasze siostrzyczki w spódnicach za kolana, to zresztą niezbyt apetyczny widok.
Prezerwatywy… no rozdaję, rozdaję. I to bez najmniejszych wyrzutów sumienia. W końcu gdzie Rzym, a gdzie Goma. Wcale nie mam poczucia, że sprzeniewierzam się w ten sposób własnemu Kościołowi. Moim pragnieniem jest żyć zgodnie z duchem tego Kościoła, a nie z jego literą.
Przecież nikt nie będzie kazał pościć ludziom, którzy i tak nie mają nic do jedzenia!
Nie, nie, tam trzeba próbować słuchać ludzi. Prowadzić działalność misyjną to znaczy być bardzo cierpliwym i pozwalać iść innym ich własną drogą. My już nie wywieramy nacisku na innych, nie po to tam jestem. Wszystko przez przyjaźń. Jak się zna ludzi od tylu lat, to zawiązują się naprawdę głębokie przyjaźnie. Długo to trwa, ale się zdarza.
„Chrześcijaństwo to niezłomna prawda. Poza nim panuje tylko błądzenie, tak jak za burtami okrętu jest tylko woda i groźba utonięcia.” To „Przewodnik misyjny” z tysiąc dziewięćset trzydziestego ósmego roku. Jeszcze byłem zmuszony się z tego uczyć. No, poważnie.
Starsi ojcowie, jestem dla nich pełen szacunku, ale jednak metody się zmieniają. Nie chodzi o to, żeby zdobywać nowe owieczki w zamian za lekarstwa czy kolorowe kredki. Jak ktoś ma infekcję na nodze i skowyczy z bólu, bo nie ma żadnej maści, żeby to sobie posmarować, to nie ma powodu zaczynać zaraz rozmowy o Jezusie. Wtedy się po prostu pomaga. Dopiero jak za jakiś czas taki ktoś przychodzi i pyta: „Dlaczego tak zrobiłeś? Kim jesteś?”. Wtedy można opowiedzieć o tym, co nazywamy Bogiem, o tym, co dla nas jest ewangelią Jezusa. Wtedy pada pytanie, kto to jest Jezus, i dopiero wtedy, dopiero wtedy można zacząć!” (…)
Plakat belgijskiej inscenizacji „Misji”
Więcej o Davidzie van Reybroucku