(Rozmowy) o współczesnej literaturze niderlandzkiej – strona prowadzona przez Fundację Literatura
21 sierpnia 1986 roku wieczorem, księżyc był wtedy w nowiu, z doliny w północno-wschodnim Kamerunie zniknęło wszelkie życie. Kurczaki, pawiany, zebu i ptaki leżały martwe w trawie – tak samo jak dwa tysiące mężczyzn, kobiet i dzieci. Nie było żadnych strat materialnych: chaty i drzewa palmowe stały nietknięte.
Takie są fakty. Ale co się wydarzyło?
W swojej książce „Martwa Dolina” Frank Westerman bada każdy najmniejszy aspekt tej zagadkowej masowej śmierci. W charakterystycznym dla siebie obrazowym stylu opisuje te same wydarzenia z trzech odmiennych perspektyw. Prowadzi czytelnika przez gąszcz różnych historii, w które obrosły tamte wydarzenia na przestrzeni dwudziestu pięciu lat.
W jaki sposób słowa i obrazy przekształciły fakty i przerodziły się mity? Jak rodzą się historie?
Zapraszamy do przeczytania fragmentów książki:
Frank Westerman, „Martwa dolina” (przekład: Małgorzata Woźniak-Diederen), Dowody na Istnienie
1.
Tajemnicza śmierć w afrykańskiej dolinie
Jaunde, 25 sierpnia 1986 roku. W odległej dolinie w Kamerunie Zachodnim, z nieznanej do tej pory przyczyny, poniosło śmierć co najmniej 1200 osób.
Tragedia zdarzyła się w dolinie Nyos, ponad trzysta kilometrów na północny zachód od stolicy kraju Jaunde, w nocy z 21 na 22 sierpnia.
Wydaje się, że większość ofiar zmarła we śnie. Nie ma żadnych oznak zniszczenia domostw ani pól. W dolinie znaleziono wiele martwych zwierząt, w tym krowy, ptaki i owady.
Radio Kamerun podaje, że ratownicy, wyposażeni w maski gazowe i butle tlenowe, próbują wejść na teren katastrofy.
Setki rannych przewieziono tymczasem do szpitala w Wum. Lekarz zajmujący się chorymi opisuje obrażenia jako „pęcherzowate ropienie” i „objawy typowe dla duszenia się”.
Wieczorem 21 sierpnia w okolicy słychać było silny wybuch. Naoczni świadkowie twierdzą, że zerwał się gwałtowny wiatr, wzniecił silne fale na jeziorze Nyos, a jego przezroczyste wody zabarwiły się na czerwono.
Dwa lata wcześniej, 15 sierpnia 1984 roku, 37 robotników plantacji poniosło śmierć w okolicy jeziora Monoun, sto kilometrów od jeziora Nyos. Przyczyny tej katastrofy do tej pory nie zostały wyjaśnione (BBC, Reuters).
2.
25 sierpnia 1986 roku Haroun Tazieff włącza radio w swoim domu przy Quai de Bourbon 15. Wczesnym rankiem słucha wiadomości. Od serwisu informacyjnego o pierwszej w nocy spiker powtarza co godzinę komunikat o „przynajmniej 1200 zabitych” w dolinie na zachodzie Kamerunu. Wydaje się, że ofiary zostały zaskoczone we śnie chmurą trujących wyziewów, które wydobyły się w nocy 21 sierpnia z jeziora w górach − le lac Nyos.
Chwilę potem dzwoni telefon. Haroun Tazieff podnosi słuchawkę w swojej pracowni, na linii jest Agence France Press. Reporter prosi o komentarz w sprawie tajemniczej katastrofy. Słyszano wybuch, woda jeziora zmieniła kolor, mnóstwo ludzi i zwierząt poniosło nagle śmierć.
Tazieff bez chwili zastanowienia mówi, że udusili się dwutlenkiem węgla, gazem, który wydychamy.
„Le gaz toxicque est du gaz carbonique” selon le vulcanologue francaise Haroun Tazieff.
Tak zapisano tę wypowiedź w komunikacie AFP, wysłanym w świat w poniedziałek rano o 8.49. To było pierwsze doniesienie prasowe na ten temat. Konkurencyjne agencje Reuters i AP zajmują się jeszcze gromadzeniem skromnych danych, AFP już donosi o faktach.
Dwutlenek węgla, wyjaśnia Haroun Tazieff, jest gazem półtora raza cięższym od powietrza. Jeśli wydobywa się z ziemi w czystej postaci, to szuka, tak jak woda, najniżej położonych miejsc. Kiedyś, podczas wyprawy do Konga, on sam został osnuty falą CO2 i w jednej chwili „dosłownie znokautowany”. Kto natychmiast nie wydostanie się z obłoku gazu, umiera przez uduszenie. Jedyne pocieszenie − jest to śmierć bezbolesna.
Tak wykonano pierwszy ruch w najsłynniejszej partii rozgrywanej przez wulkanologów. 72-letni Haroun Tazieff włącza zegar: rozpoczyna partię szachów błyskawicznych z kolegami.
*
Osiem stref czasowych na wschód od paryskiego południka Haraldur Sigurdsson nastawia swój radioodbiornik na częstotliwość BBC World. Z wysokości 2800 metrów n.p.m. patrzy na Morze Jawajskie. Lnianowłosy Sigurdsson, lat 47, siedzi przed namiotem na krawędzi krateru wulkanu Tambora w archipelagu wysp indonezyjskich. Islandczyk w tropikach. Kiedy tylko usłyszał wiadomość o katastrofie w Kamerunie, ogarnia go gorączka. Jest bliski wydania swoim tragarzom rozkazu zapakowania całej aparatury i zejścia na wybrzeże. Zaczyna się ściemniać. Najwcześniej w środę 27 sierpnia mógłby wsiąść na prom płynący na Bali. Na Bali jest lotnisko. Oblicza, że potrzebowałby przynajmniej tygodnia, żeby dotrzeć na miejsce katastrofy. Ale adrenalina niepotrzebnie krąży w jego żyłach: jest związany kontraktem z Rhode Island University.
Wieczorem podniecenie zamienia się w złość, a kiedy złość mija, pozostaje irytacja. Haraldur Sigurdsson, który uważa, że jako jedyny zachodni naukowiec potrafi wyjaśnić śmiertelne pułapki jezior w Kamerunie, jest uwięziony na wyspie Sumbawa w Indonezji.
3.
Kocham opowieści. Prawdziwe, prawdopodobne i zmyślone. W roli pisarza zasadzam co jakiś czas nową opowieść w lesie już istniejących. Pomysł na tę książkę pojawił się w 2009 roku, roku darwinowskim, kiedy muzeum Teylersa w Haarlemie zaangażowało mnie w organizację wystawy o dwóch legendarnych statkach: Arce Noego i „Beagle” Darwina. Pierwszy był symbolem mitów Pisma Świętego, a drugi prawdy naukowej.
− W ostatniej sali stworzymy scenę teatralną – obiecywał kurator. – „Beagle” uderzy w środek Arki i ją zatopi. Co o tym myślisz?
Już widziałem tę dziurę w kadłubie! Ale zaraz pomyślałem: Arka Noego nie doznała żadnego uszczerbku po odkryciach Darwina i jego żegludze na „Beagle”. Nieprawdopodobna historia o ocaleniu ludzi i zwierząt, kołyszących się na arce po zalanej przez wodę kuli ziemskiej, przemawia bardziej do wyobraźni niż naukowa wyprawa młodego Darwina. Zanim dziecko zapozna się w szkole z teorią ewolucji, defiluje przed nim cała kolekcja wizerunków Arki Noego w książkach, filmach, zestawach klocków Lego czy Playmobila. Fikcja może się tak wygodnie zagnieździć w rzeczywistości, że staje się jej częścią. Brak pokoi z numerem 13 w hotelach. Giełda zamknięta piątego z racji Wniebowstąpienia. Horoskop w gazetach. Ludzie wychowują dzieci, dając im jeść, pić i opowiadając bajki.
Kiedy byłem mały, wciąż powtarzano mi ubraną w legendę historię z Księgi Rodzaju, że to wąż w raju przyniósł na świat niesprawiedliwość. Jak? Skusił Ewę do zjedzenia jabłka z drzewa wiadomości dobrego i złego. Kiedy dorosłem, zacząłem postrzegać wszystkie religie jako mityczne opowieści, które nakazami i zakazami ingerują w życie miliardów ludzi, doprowadzając nawet do okaleczania ciała.
Który gatunek zwierząt tak robi? Jeśli chodzi o dylematy egzystencjalne, większość ludzi woli polegać na fikcji, a nie na faktach. Ludzie są zwierzętami, które potrafią opowiadać sobie historie. Bez przerwy wymyślamy dla siebie fantastyczne opowieści i przynajmniej do ich sensu przykładamy dużą wagę. Zupełnie jak byśmy się chcieli dobrowolnie zamykać w więzieniu wymyślonych przez siebie fabuł .
Wtedy doznałem olśnienia. Pomyślałem o dolinie śmierci w Kamerunie i zdałem sobie sprawę, że jest to idealne pole doświadczalne dla moich obserwacji. Cała sytuacja nadawała się w makabrycznie doskonały sposób do badań nad kiełkowaniem i pączkowaniem opowieści. Wystarczy pomyśleć. Dolina Nyos jest wyraźnie ograniczonym kawałkiem powierzchni ziemi. 21 sierpnia 1986 roku, w noc nowiu, między dziewiątą a dziesiątą wieczorem, słychać wybuch. To jest dla mnie godzina zero, Wielki Wybuch, od którego wszystko się zaczęło. O wschodzie słońca panuje już kompletna cisza – nawet świerszcze zamilkły. Z dna doliny nie dobiega żadne słowo, żaden dźwięk. Dopiero potem nadciąga burza ludzkich głosów; w następnych dniach, miesiącach i latach o martwej dolinie będzie się mówiło, ubolewało, sprzeczało, spekulowało, fantazjowało.
Chcę spróbować rozłożyć na poszczególne elementy wszystkie historie, a przynajmniej większość z tego, co zostało na ten temat powiedziane i napisane. Rozwijając każdy wątek nitka za nitką, mam nadzieję, że dowiem się, które słowa są zgodne z rzeczywistością, jak się splotły w zdania, metafory i opowieści.
Ćwierć wieku to może nie jest długo, nie spodziewam się, że w ciągu tego czasu powstała dojrzała, skończona „legenda martwej doliny”. Ale można choć zaobserwować kiełkowanie nowych, mitycznych pączków tej historii.
„Martwa dolina” na stronie wydawnictwa