(Rozmowy) o współczesnej literaturze niderlandzkiej – strona prowadzona przez Fundację Literatura
Proza Manon Uphoff jest bardzo – w moim odczuciu – nieholenderska: transowa i oniryczna, a jednocześnie opowiadająca między słowami o ciemnych stronach życia. Zapada poranek (De ochtend valt), pierwsza książka Manon Uphoff, jaką przeczytałam, ma zaledwie sześćdziesiąt stron. Ot, tyle, żeby zmieścić opowieść chłopca, którego mama pewnej nocy znika na zawsze, jego wizje i koszmary, a jednocześnie stosunki w niepełnej rodzinie.
Manon Uphoff zyskała popularność głównie ze względu na swoje opowiadania. Zadebiutowała w 1995 roku zbiorem Pożądanie (Begeerte), który zdobył nominację do prestiżowej nagrody AKO. Uphoff zdobyła także nominację do nagrody Libris, wyróżnienie C.C.S. Crone-prijs i nagrodę czasopisma Opzij.
Uphoff ma talent do opisywania relacji międzyludzkich – często kilka zdań wystarcza jej, żeby naszkicować cały obraz (i sprawić, że czytelnikowi zrobi się nieswojo), tak jak w najnowszym zbiorze opowiadań Słodycz przemocy (De zoetheid van geweld):
Kiedy wspominał tamte lata, z jego pamięci zawsze wypływał jeden obraz: siostra, która wyciąga po kolacji wiolonczelę – piegowata twarz, blada i szeroka pod rudawymi, ściągniętymi do tyłu włosami – i wuj ze szklanką whisky, przyglądający się jej z ceglastymi wypiekami .
(fragment opowiadania Henry, przekład mój)
Autorka lubi też doprowadzać swoich bohaterów do granic absurdu, jak w opowiadaniu Kupa (Poep), którego angielski przekład znalazł się w zbiorze opowiadań Penguina. Jego bohater staje przed wyborem – jeśli zje psią kupę, wejdzie w posiadanie luksusowego domu. Wybór wydaje się zerojedynkowy, ale puenta zmienia całkowicie odbiór tekstu…
Tak czy inaczej, moim faworytem pozostają te najgęstsze, najmroczniejsze teksty Uphoff. Takie jak Zapada poranek, który zaczyna się tak:
Zasmucony,
nie mogę myśleć, nie mogę oddychać
zamieniam się w maszynę.
Na początku był bóg. Było miejsce i był „bóg”.
To już nieważne, kiedy stajesz się maszyną.
Były sobie dusze, były sobie duchy, wisiał sobie zapach małych, martwych zwierząt.
Domy były zrobione z cegieł, a w cegłach kryło się pełno szeptów. Nic nigdy nie ginęło. Rzeczy, których nie dało się zobaczyć, leżały obok rzeczy widocznych. Wymyślone anioły otaczały łóżka, w których spaliśmy. Świat był wibrującą siecią.
Nie mogę oddychać!
Nie mogę myśleć!
(Mój ojciec zabił moją matkę).
Skąd o tym wiem? Widziałem.
To stało się w pewien poniedziałek.
Jej głowa w kałuży ciemnej krwi.
Wokół niej syreny, słyszałem ich śpiew.
Nieludzkie głosy wyraźnie widoczne, jak pasma nici.
(To było w dawnych czasach, w przeszłym życiu).
Śpiewają o obfitości. Z ułożonymi płasko dłońmi zlizują jej krew jak psy, syrenie psy.
Myślę, że mój ojciec ich nie widzi.
Myślę, że mój ojciec mnie nie słyszał.
(…)
Przekład fragmentu – Olga Niziołek
Część dziewiętnasta: T jak… Franca Treur
Skąd się wziął alfabet subiektywny? Klik!