(Rozmowy) o współczesnej literaturze niderlandzkiej – strona prowadzona przez Fundację Literatura
Miłośnicy solidnej mięsistej prozy – usiądźcie wygodnie. Dzisiejszy odcinek mojego alfabetu jest dla was. Po ostatnich wycieczkach w stronę komiksów i poezji nadeszła pora na Esther Gerritsen, powieściopisarkę z krwi i kości.
Pierwszy raz spotkałam się z nią w pewnym amsterdamskim teatrze. Gerritsen czytała tam fragment swojej powieści Dorst (Pragnienie), porywając publiczność z ciemnej sali wprost w życie dwudziestoparoletniej Coco, desperacko szukającej przygody w pustawym barze. Gerritsen czytała. A ja? Razem z resztą słuchaczy śmiałam się, kiedy autorka tego chciała, i wstrzymywałam oddech, kiedy Coco składała kolejne propozycje nieciekawym mężczyznom. Tak właśnie zbudowany jest świat, w którym poruszają się bohaterowie Gerritsen – chwilami groteskowe, ale jednocześnie budzące współczucie i… czasami zadziwiająco podobne do postaci mijanych codziennie na ulicy.
Superduif (Supergołąb), moja póki co ulubiona książka Gerritsen, opowiada o Bonnie, nastolatce, która pewnego dnia odkrywa, że potrafi latać. Na tym nie koniec: co jakiś czas Bonnie zamienia się w ogromnego pokracznego gołębia i wbrew własnej woli wylatuje w świat, żeby ratować ludzi. Gerritsen pokazuje problemy dorastania – nową szkołę, zmieniające się ciało, relacje z równieśnikami – z perspektywy samej bohaterki. Tytułowy supergołąb staje się dla Bonnie sposobem na ucieczkę od trudnej rzeczywistości. Do czasu…
Podobne zabarwienie mają felietony Gerritsen (zebrane m.in. w książce Ik ben vaak heel kort dom, czyli Często bywam przez chwilę głupia), w których wydarzenia z życia pisarki są pretekstem do analizy tego, co dzieje się w jej głowie. A dziwne skoki myślowe bywają tak znajome, że chwilami chce się mi się zakrzyknąć: dziękuję! Próbka? Proszę bardzo, oto fragment felietonu zatytułowanego Gelaten (Odpuściłam):
(…) W drodze do domu mijam kobietę. Przygląda się moim butom. Kiedy przechodzi obok mnie, wzdycham głęboko i myślę: z moim ubraniem zawsze coś jest nie tak. I zaraz potem potrząsam głową z dezaprobatą dotyczącą daleko idących i bez wątpienia nieprawidłowych wniosków, które wyciągnęłam z jednego krótkiego spojrzenia.
Wszystko zawsze wyolbrzymiam, myślę sobie. I zaraz myślę: nie, nie zawsze, tylko dzisiaj. A potem: głupia krowa. A potem: nie, nie możesz wyzywać się od głupiej krowy. I tak dalej. (…) Kiedyś na przystanku pełnym ludzi powiedziałam niespodziewanie „przestań”. To znaczy, to było niespodziewane dla ludzi wokół mnie. W mojej głowie zdarzyło się najpierw to i owo. Kiedy zorientowałam się, że powiedziałam coś na głos, zaczęłam się zastanawiać, czy nie udzielić innym podróżnym krótkiego wyjaśnienia. Nie zrobiłam tego. Zrobiłam coś, co powinnam robić częściej: odpuściłam.
(Esther Gerritsen, Gelaten ze zbioru: Ik ben vaak heel kort dom)
Część szósta: F jak… Hans Faverey
Pingback: Światowy dzień książki | Anna Maria po polsku