(Rozmowy) o współczesnej literaturze niderlandzkiej – strona prowadzona przez Fundację Literatura
Przegoniła muchę i patrzyła ze zmarszczonymi brwiami na puste półki. Zniknął chleb upieczony wczoraj. Dobrze wiedziała, gdzie jest: w żołądkach moczygębów, którzy przychodzili tu przepijać skromne wypłaty.
Wilgotnymi rękami wygładziła fartuch, rozwiązała troczki pod brodą i wymierzyła czepcem w muchę siedzącą na okiennicy. Niebieskozielony owad spadł na blat kuchenny i bezradnie machał nóżkami w powietrzu. Obiema dłońmi chwyciła moździerz, zacisnęła zęby i z całej siły uderzyła w blat. Odłożyła ciężki tłuczek, wytarła pot z czoła i wyszła z kuchni z nadzieją, że w szynku znajdzie jeszcze resztki chleba.
Szarpnięciem otworzyła drzwi. Zalała ją taka fala smrodu, że aż musiała się oprzeć plecami o futrynę. Zobaczyła ciało leżące przed szafą, chwyciła się futryny, żeby nie upaść.
– Panie Winckel?
Puściła ją z wahaniem i weszła do pokoju. Kiedy stanęła obok leżącego mężczyzny, jedną ręką zakryła usta, a drugą dotknęła brzucha […]
– O mój Boże, panie Winckel! – wyszeptała. – Cóż oni z panem uczynili?
Potykając się, wybiegła z pomieszczenia.
W ciszy wczesnego poranka muchy hałasowały nieznośnie.
***
Alek, obudzony dźwiękiem telefonu, błądził ręką po podłodze w kierunku niebieskiego blasku. Popatrzył na ekran, skąd uśmiechał się do niego Frank na placu Świętego Marka z szeroko rozłożonymi ramionami uginającymi się od gołębi. Było wpół do szóstej.
– Frank?… Halo?
Telefon po drugiej stronie linii upadł z hukiem na ziemię, a potem Alka dobiegło skrobanie. Przycisnął aparat do ucha. Usłyszał czyjś ciężki oddech. Nagły okrzyk bólu rozległ się tak niespodziewanie, tak blisko i brzmiał tak nieludzko, że prawie upuścił komórkę. Podniósł się, przycisnął ją między ramieniem a uchem i sięgnął po ubranie.
– Halo, Frank? To ty? Słyszysz mnie?
– Musisz przyjechać… do domu.
Mówił tak cicho, że Alek z trudem rozpoznał jego głos.
– Co się stało? Jesteś chory? Mam zadzwonić po karetkę?
– Nie! – Głos zabrzmiał nagle mocno, potem zmienił się w niezrozumiały szept.
– Co? Co mówisz?
– Przyjedź. – Ostatnią sylabę mężczyzna wymówił silniej, jak małe dziecko znające tylko kilka słów.
—
Przekład z języka niderlandzkiego: Małgorzata Woźniak-Diederen
Tytuł oryginału: Het tulpenvirus
Wydawnictwo Marginesy
Projekt okładki: Piotr Zdanowicz
Data premiery: 8 kwietnia 2015
Liczba stron: 336