(Rozmowy) o współczesnej literaturze niderlandzkiej – strona prowadzona przez Fundację Literatura
De vuile was buiten hangen = prać publicznie swoje brudy
Po ukazaniu się jego debiutanckiej powieści rodzice wyrzucali Mano Bouzamoura z domu. Na rodzinę Franci Treur do dziś patrzą w Zelandii podejrzliwym wzrokiem. Ponieważ odważyła napisać się powieść o surinamskim bohaterze narodowym, na Karin Amatmoekrim obraziło się pół Surinamu. Dlaczego młodzi holenderscy pisarze zrywają ze swym otoczeniem?
Literackie pranie rodzinnych, środowiskowych, religijnych czy historycznych brudów to zjawisko stare jak sama literatura. Dlaczego niderlandzcy pisarze się na to decydują, jaką przyjmuje to formę i jak reaguje na takie postawy ich otoczenie? Na takie pytania Bahram Sadeghi, moderator potrójnego spotkania autorskiego, które miało miejsce w środę 22 stycznia w amsterdamskim centrum dyskusyjnym De Balie, próbował znaleźć odpowiedzi.
Pisarze wyklęci: od Spinozy przez Gogola po Rushdiego i… Treur, Bouzamour, Amatmoekrim?
Byłoby przesadą powiedzieć, że je znalazł, ale samo szukanie też potrafi być ciekawe (to banał, ale jeden z tych banałów, w których jest wiele prawdy). Sam fakt zorganizowania spotkania z tymi autorami był już jakąś odpowiedzą na pytanie: czy książki takie przyciągają uwagę publiczności?
Autorzy autobiograficznych powieści, portretujący – często krytycznie – swoje środowisko, cieszą się w Holandii ostatnio dużym powodzeniem. Szczególnie media ich uwielbiają.
Potrzebujemy do wieczornego talk-showu jakiegoś krytycznego wobec swego środowiska Turka czy Marokańczyka? Nie ma sprawy, zapraszamy Mano Bouzamoura albo Özcana Akyola. Szukamy dziewczyny, która wyrwała się z konserwatywnego, tradycyjnego środowiska religijnych protestantów? No problem, dzwonimy po Francę Treur – ona pięknie opowie o tym, jak wyrwała się z zelandzkiej wioski pełnej religijnych fanatyków. Potrzebujemy wyemancypowanej Surinamki? Żaden kłopot, jest przecież Karim Amatmoekrim: ta to się nie boi wejść w konflikt ze swymi surinamskimi braćmi. Poza tym świetnie wypada w telewizji.
Od lewej: Franca Treur, Mano Bouzamour, Karin Amatmoekrim (foto Ł.K.)
Współorganizatorem spotkania w de Balie było wydawnictwo Prometheus, a zaproszona trójka pisarzy to autorzy właśnie tego wydawnictwa. Prometheus jest znane z publikowania autorów z „medialnym potencjałem”, pisarzy, którzy ze względu na osobistą historię – najlepiej związaną z ważnymi społecznie tematami (Islam, integracja, trudna młodzież, przemoc w rodzinie, itp.) – stają się w mediach reprezentantem jakiejś Wielkiej Sprawy. To, czy ich książki są dobrze napisane i będą chwalone za walory literackie, jest już drugorzędne.
Jak już pisałem przy okazji relacji z innej debaty to nie dobre recenzje w czasopismach literackich, ale telewizyjne talk-showy decydują o tym, która książka stanie się w Holandii bestsellerem. W talk-showach nie chcą autorów całkowicie „wymyślonych” historii z walorami literackimi. Nie, w telewizyjnych talk-showach – oraz w centrach dyskusyjnych takich jak de Balie – wolą wyraziste postaci, piszące osobiste książki, wywołujące realne skandale, prowadzące do gorących debat. Książka nie jako autonomiczne dzieło sztuki, ale pretekst do rozmowy z Telewizyjną Osobowością o jej osobistych doświadczeniach, w takim czy innym środowisku – tak to dziś wygląda.
Jakkolwiek literackie pranie brudów faktycznie może wynikać ze szczerej chęci literackiego zmierzenia się ze sobą samym i ze środowiskiem, w którym się wychowało, nie sposób nie zauważyć i drugiej strony medalu: literackie pranie brudów dobrze się sprzedaje. Szczególnie dla debiutantów to we współczesnym zmediatyzowanym, oszalałym na punkcie „osobowości” i „prawdziwych historii” świecie właściwie jedyny sposób na to, by zostać zauważonym.
Najlepszym przykładem pisarza, który w błyskawicznym tempie stał się medialną osobowością i reprezentantem całej grupy (nazwijmy ją „Wyemancypowani Nowocześni Holendrzy Marokańskiego Pochodzenia”) jest Mano Bouzamour. Jego debiutancka powieść De Belofte van Pisa zebrała mieszane recenzje, choć większość z nich była raczej pozytywna. Żadne arcydzieło, żadna wielka czy ważna książka, ale na pewno przyzwoity, obiecujący debiut.
„De belofte van Pisa” – Mano Bouzamour
Podobnych debiutów jest w Holandii co roku wiele, ale ponieważ Mano Bouzamour jest młodym (22 lata), przystojnym i inteligentnym dzieckiem imigrantów z Maroka od razu stał się idealnym przedstawicielem Wyemancypowanych Nowoczesnych Holendrów Marokańskiego Pochodzenia. Tym bardziej, że w książce opisuje szpagat, w jakim znalazł się główny bohater (pod wieloma względami alter ego pisarza). Mieszka on z rodzicami-muzułmanami-analfabetami i zadaje się na ulicy z innymi marokańskimi oprychami. Jednocześnie uczęszcza do elitarnej szkoły pełnej białych uczniów, ubranych w najmodniejsze ciuchy oraz chodzących do filharmonii i na festiwale filmów dokumentalnych.
Już samo to czyniło Bouzamoura idealnym reprezentantem Grupy Marokańskiej. Kiedy jeszcze okazało się, że po ukazaniu się książki, rodzice wyrzucili go z domu, imam go przeklął, a dawni marokańscy koledzy z ulicy znienawidzili (z jednym niedawno się pobił, przyznał na spotkaniu w de Balie), wtedy medialna atrakcyjność jeszcze bardziej wzrosła. Był już nie tylko Medialną Osobowością, ale i Medialną Osobowością, Która Wywołała Skandal i Jest Męczennikiem. Posypały się kolejne zaproszenia na telewizyjne, radiowe i prasowe wywiady.
Równie wiele zamieszania – i oskarżeń o kalanie własnego gniazda – wywołała powieść Dorsvloer vol confetti (2009) Franci Treur. Ta urodzona w 1979 roku dziennikarka i pisarka wychowała się w tradycyjnej, konserwatywnej, chłopskiej rodzinie z małej wioski w Zelandii, słabo zaludnionej i odizolowanej holenderskiej prowincji. Bohaterką powieściowego debiutu jest młoda dziewczynka, dorastająca pod koniec lat osiemdziesiątych w protestanckiej rodzinie w Zelandii. Podobnie jak De belofte van Piza, jest to więc autobiograficzna Bildungsroman, która wywołała skandal w środowisku, z którego autorka się wywodzi.
Inaczej niż w przypadku Meno Bouzamour nikt jednak Franci Treur z domu nie wyrzucał i nie musi się ona obawiać, że w rodzinnej wiosce naplują jej w twarz. – Ludzie z naszej społeczności patrzą teraz inaczej na moich rodziców. Nie mieszkam już tam, więc dla mnie to nie problem, ale moich rodziców inaczej się tam traktuje – mówiła Treur w de Balie. Rodzice Meno Bouzamoura ze strachu przed odrzuceniem przez społeczność zerwali z synem, rodzice Franci Treur nie odrzucili jej, ale książka córki pogorszyła ich pozycję w lokalnej społeczności. Rodzice Meno wybrali sąsiadów, rodzice Franci wybrali córkę.
„Dorsvloer vol confetti” – Franca Treur
Takie historie sprzedają się w mediach lepiej niż zachwyty nad literackimi walorami tej czy innej książki. Dlatego zaprasza się Bouzamoura i Treur, a nie tego czy innego pięknoducha, który pisze o czymś, co sobie „wymyślił”, a nie o czymś, czego sam „doświadczył”.
W obu przypadkach, Meno i Franci, pranie brudów okazało się komercyjnym sukcesem. Powieść Treur sprzedała się w oszałamiającym jak na niderlandzki literacki debiut nakładzie 150,000 egzemplarzy, a książka Meno Bouzamoura doczekała się w ciągu kilku miesięcy już piątego dodruku.
Pisarką odnoszącą sukcesy jest także Karin Amatmoekrim, urodzona w 1977 roku w surinamskim Paramaribo autorka pięciu powieści. Dwie ostatnie z nich, Het gym (2011) oraz De man van veel (2013), idealnie wpisały się w tematykę publicznego prania brudów.
Streszczenie Het gym pod wieloma względami pokrywa się ze streszczeniem De belofte van Pisa: dziecko z imigranckiej rodziny i biednej dzielnicy trafia do holenderskiego gimnazjum pełnego białych i bogatych dzieci. Tyle, że w przypadku książki Amatmoekrim mowa jest o dziewczynce, a nie o chłopaku oraz o imigrantach z Surinamu, a nie z Maroka.
Karin Amatmoekrim (zdjęcie ze strony internetowej pisarki)
Również ostatnia książka Karin Amatmoekrim ma multikulturowy ładunek i doprowadziła do ostrych reakcji, szczególnie w Surinamie i surinamskiej społeczności w Holandii.
Bohaterem powieści De man van veel jest postać historyczna, Anton de Kom. Ten surinamski pisarz, nacjonalista i działacz komunistycznego ruchu oporu wobec nazistów (zmarł w niemieckim obozie koncentracyjnym) to w Surinamie bohater narodowy (a jego wnuk to znany holenderski poeta, nominowany ostatnio do prestiżowej nagrody VSB Poezieprijs 2014).
Fakt, że Amatmoekrim za punkt wyjścia powieści przyjęła moment, w którym de Kom trafił do zakładu psychiatrycznego, nie spotkał się w Surinamie, mówiąc delikatnie, z dużym entuzjazmem. Co to ma być, z naszego bohatera narodowego robić wariata? – posypały się głosy krytyki, które przeraziły Amatmoekrim.
– W Holandii jestem Surinamką, a w Surinamie Holenderką – podsumowała pisarka. Z powodu De man van veel Surinamczycy oskarżają ją o zdradę, kalanie własnego gniazda i pranie surinamskich brudów w holenderskiej literaturze. Czy było warto?
„De man van veel” Karin Amatmoekrim
Tak, odpowiada zgodnie cała trójka „wyklętych” autorów. Literackie pranie brudów wymaga odwagi oraz jest trudne i ryzykowne, ale ma też plus: o takich książkach się mówi, a autorzy stają się medialnymi gwiazdami.
Amatmoekrim zaprasza się dziś przecież regularnie do debat jako Medialną Pisarkę, reprezentującą grupę Wyemancypowanych Holendrów Surinamskiego Pochodzenia. Meno Bouzamour dzięki swej powieści stał się przedstawicielem Wyemancypowanych Holendrów Marokańskiego Pochodzenia, a Franca Treur przedstawicielką Wyemancypowanych Holendrów z Protestanckich Rodzin.
Literackie pranie brudów jest bolesne, ale z komercyjnego i medialnego punktu widzenia – skuteczne.