(Rozmowy) o współczesnej literaturze niderlandzkiej – strona prowadzona przez Fundację Literatura
GERDIEN VERSCHOOR (tłum. Olga Niziołek, red. Małgorzata Diederen-Woźniak)
Jest niedziela, być może najcieplejszy dzień w roku, więc wstaję o siódmej rano. Mój projekt na dziś to spacer ulicą Żelazną, od początku do końca i z powrotem, razem jakieś sześć kilometrów. Wcześniej w tym tygodniu widziałam teczki pełne zdjęć Żelaznej z czasu wojny, ale jak teraz wygląda ta ulica? Kto tu teraz mieszka? Czy ludzie, budynki podsuną mi pomysł na tekst?
Mam za sobą dopiero kilometr, kiedy ich dostrzegam. Najpierw wydaje mi się przez chwilę, że to dziadek z dziecięcym wózkiem. Ale za nim idzie jeszcze jeden dziadek z dziecięcym wózkiem, za nim jeszcze jeden. A za nim babcia, nie może mieć dużo ponad czterdziestkę. Widzę pochód włóczęgów z dobytkiem. Jeden ma wózek wypełniony butelkami, inny – szmatami, a jeszcze inny rzeczy zapakowane w plastikowe reklamówki. Są zmęczeni, brudni, ich twarze są zniszczone przez alkohol. Idą w kierunku Dworca Centralnej, ale skąd przychodzą? Czy nocowali razem na podwórzu którejś z zabitych deskami kamienic, opuszczonych od czasów wojny?
Nagle nie potrafię nadać swojemu projektowi żadnego znaczenia. Siadam na krześle przed Coffee Company i zamawiam cappuccino. Niedzielnie ubrani Polacy mijają mnie niespiesznie, dzisiaj będą głosować za Europą, a może właśnie przeciw niej. Po przeciwnej stronie ulicy idzie dwoje włóczęgów z pochodu, mężczyzna i kobieta. Zastanawiam się, czy są małżeństwem, ale zanim zbiorę się na odwagę, żeby ich zagadnąć, znikają w starym jak świat budynku.
–
Gerdien Verschoor dziękujemy za pozwolenie na publikację tłumaczenia jej tekstu.