(Rozmowy) o współczesnej literaturze niderlandzkiej – strona prowadzona przez Fundację Literatura
Tylko ona to historia miłości Evy i Ayouba, Flamanda pochodzenia marokańskiego. Barwna opowieść, przerysowująca i podkreślająca stereotypy, szybko przybiera jednak nieoczekiwany obrót: w Belgii, rządzonej przez skrajną prawicę i zmęczonej atakami terrorystycznymi, islam zostaje zakazany. Dyskryminacja na tle religijnym i etnicznym staje się coraz bardziej obecna w życiu Evy i Ayouba, a przyszłość nie wygląda obiecująco…
Fikry El Azzouzi – Tylko ona (Alleen zij): rozdział 1 i 2
1
Nie ma boga prócz Boga, a Mahomet jest Jego prorokiem.
Szahada. Wypowiedzenie tego zdania na głos wywołuje u ludzi napady paniki i natychmiast czyni cię podejrzanym.
Jeśli jednak pomyślisz je, poczujesz i posmakujesz, staniesz się częścią świata wiary. Tylko tyle wystarczy.
Jedno proste zdanie jest podstawą, na której opiera się cała religia. Dziwne, że w tak banalnej rzeczy może kryć się tak wielka moc.
Jedno zdanie mówi wiele, ale może też nie znaczyć nic. A jednak to od niego zawsze zaczyna się opowieść.
Pewnego razu, wcale nie tak dawno temu, był sobie pomywacz, który przyszedł na rozmowę o pracę. Pilnie szukaliśmy ludzi na zmywak i natychmiast przyjęliśmy go na okres próbny. Najczęściej sama rozmawiam z kandydatami do pracy, ale akurat wtedy chciałam zobaczyć się z mamą. Wizyta potencjalnego pomywacza nie wymagała mojej obecności w restauracji.
Widzę, jak pierwszego dnia pracy szoruje żeliwną patelnię, pochylony nad zlewem. Stukam go w ramię. Podskakuje przestraszony, a patelnia z pluskiem wpada do wody. Ramieniem ociera z twarzy krople piany, obraca się i rzuca mi rozzłoszczone spojrzenie. Zaraz potem robi dziwną minę.
– Aż taka jestem groźna czy masz nieczyste sumienie? – śmieję się.
Nie podchwytuje żartu. Podaję mu rękę i się przedstawiam. Mężczyzna zdejmuje gumową rękawicę. Odpowiada uśmiechem na moją wyciągniętą dłoń.
– Mam nadzieję, że nie jesteś groźna, chociaż napadłaś mnie znienacka. A co do mojego sumienia… jestem niezły w zapominaniu.
Celna riposta, podoba mi się to.
– Bylebyś nie zapomniał zeskrobać brudu z garnków.
– Bez obaw, zawsze wycieram je do czysta. Jestem w tym dość ekstremalny.
– O! Mam nadzieję, że nie jesteś ekstremistą?
Patrzy na mnie rozmarzonym wzrokiem i po paru sekundach milczenia odpowiada:
– Tylko rano, przed pierwszą kawą.
– Pijesz kawę? Ale używasz chyba cukru?
– Nie.
– Myślałam, że wy mocno słodzicie herbatę.
– „Wy”? To źle myślałaś. Nie potrzebuję cukru, jestem wystarczająco słodki.
Nie za śmiało, Pomywaczu. To twój pierwszy dzień.
– Mleka też nie?
– Zawsze czarną. Nie wierzę w integrację dwóch różnych napojów.
– Ale nie pijesz chyba sam?
– Zawsze.
– Dlaczego? Masz problem kofeinowy?
– Nie mogę znieść siorbania innych kawoszy.
– Jesteś taki nietolerancyjny. Jeśli nie potrafisz zaakceptować siorbiących, to masz problem. Myślałeś już o odwyku?
– Co wieczór przed zaśnięciem, ale co rano kawa okazuje się mocniejsza ode mnie.
– A skoro mowa o mocnej kawie… tutaj obchodzimy się ze sobą dość agresywnie. Wyzwiska, zastraszanie i histeria. Dasz sobie z tym radę?
– Nie, ale bez problemu to zignoruję.
– Radykał, który potrafi zapominać i ignorować. Brzmi świetnie. Zapieprzamy tu od ósmej rano do północy. Pracujemy pod presją, a wszyscy są nabuzowani. Tutaj trzeba być ekstremistą.
– W takim razie to miejsce dla mnie – odpowiada z uśmiechem.
– A tak między nami… jest tu parę osób, którym spokojnie możesz ściąć głowę – szepczę mu do ucha.
Na to już nie potrafi odpowiedzieć. Myślę, że uznał mój ostatni żart za niestosowny. Może zaczęłam zbyt poufale. Muszę pamiętać o profesjonalizmie.
– Zdajesz sobie sprawę, że właśnie miałeś drugą rozmowę o pracę? Stefaan nie jest zbyt rozmowny.
– I stąd to intensywne przesłuchanie?
– Jeszcze nie skończyliśmy. Jesteś zdrowy na ciele i umyśle?
Milknie, a jego oczy zaczynają przypominać kamienie.
– Masz doświadczenie w pracy na zmywaku?
– W domu używam do zmywania gąbki, płynu i całych litrów gorącej wody.
– Odważnie – odpowiadam przekornie i wracam na salę.
Pomywacz absolutnie nie przypomina spiętego radykała. Mimo że w kuchni wszyscy sztywnieją ze stresu, on emanuje pewnego rodzaju spokojem. Nie potrafię tego wytłumaczyć, ale mnie intryguje. Często szuka odosobnienia i wygląda, jakby wiecznie przebywał w świecie marzeń, unosząc się wśród pokrzykiwań niczym duch.
Do tego Pomywacz prawdopodobnie nie czuje się swobodnie. Dlatego chcę, aby zrozumiał, że to także jego miejsce. Zachowuję się wobec niego w przesadnie przyjazny sposób i podkreślam, że ma się nie krępować, kiedy zgłodnieje czy będzie mu się chciało pić.
Jeśli spotka się z nieprzyjemnymi uwagami – myślę, że jest muzułmaninem, a po restauracji kręci się wielu dupków – to musi mi je powtórzyć.
– A ja to załatwię – puszczam do niego oko. Jakbym była ojcem chrzestnym tej restauracji.
– Dzięki, ale sam sobie poradzę – odpowiada Pomywacz.
– Na pewno?
– Sto procent.
Widzę, że drżą mu palce prawej dłoni. Wsadza rękę do kieszeni spodni.
Uśmiecham się i mówię:
– Ja bym jednak uważała. Mamy tu kucharzy, którzy potrafią być niebezpieczni. Mają ostre noże i gigantyczne chochle.
– Mam na to rozwiązanie.
– Jakie?
– Wysadzę się w powietrze.
Rozśmiesza mnie tym, ale też daje do myślenia. Potem zadaję sobie głupie pytania. Często to robię, to moje dziwactwo. Jako dziecko zawsze pytałam o dziwne rzeczy: dlaczego wszystko zaczyna rosnąć? Dlaczego niektórzy ludzie są brązowi? Dlaczego niebo jest niebieskie? Kto był pierwszy? Jajko czy kura? Dlaczego pies nie potrafi mówić? Dlaczego pies szczeka? Doprowadzałam do szaleństwa całą rodzinę. Dziadek poradził mi, żebym nauczyła się selekcjonować pytania. Żebym najpierw zadawała je sobie w myślach i wypowiadała je na głos dopiero gdy uznam, że warto. Od tej pory zastanawiam się dwa, czasem trzy, a jeśli mam dobry dzień, to nawet cztery razy, bo inaczej chciałabym spytać go, czy myśli, że traktuję go protekcjonalnie? I czy ma mnie za osobę, która lubi tulić się do egzotycznych mężczyzn? Bo przecież chyba wie, że nie mam nic złego na myśli? I dlaczego zachowuję się przy nim jak wariatka? Czy uważa, że jestem zabawną wariatką? I czy zabawna wariatka jest dla niego kimś fajnym, czy dziecinnym? Czy to czyni ze mnie naiwnego babsztyla?
Wiem, że potrafię zachowywać się dziwnie, ale w restauracji to on odstaje od reszty. Właśnie dlatego mnie fascynuje.
Pomywacz powiedział, że nie ma problemu z ignorowaniem różnych rzeczy, ale ja tego nie potrafię. A może jestem rozpuszczoną paniusią, która domaga się uwagi i nie potrafi znieść odmowy? Być może Pomywacz posługuje się magią i to wszystko sprawka jego palców. Czytałam gdzieś, że wibracje pomagają stworzyć przyciąganie. Że uwalniają najróżniejsze rodzaje energii. Drżące palce wysyłają sygnał do mojego mózgu i dlatego nie mogę przestać o nim myśleć. Zdaję sobie sprawę, że ta teoria nie trzyma się kupy. Ale tak czy inaczej, jeszcze dzisiaj muszę z nim porozmawiać.
Nie przyjdzie góra do Evy, to Eva przyjdzie do góry.
Po porze lunchowej nastąpił okres spokoju. Podchodzę do zlewu. Pomywacz sortuje brudne sztućce. Pracuje dość wolno, jego palce są długie i chude. Pomagam mu trochę i pytam, czy lubi tu pracować.
– O tak, bardzo lubię. Zmywanie mnie uspokaja.
Kłamie. Nie ma ludzi, którzy lubią szorować patelnie i garnki, kogoś takiego trzeba by dopiero wynaleźć.
– Zawsze miło słyszeć, że ktoś z przyjemnością wykonuje swój zawód.
Nie przerywa sortowania. Ponieważ nic nie mówi, ja także na moment milknę, co nie zdarza mi się prawie nigdy. Drżą mu palce. Każdy na swój własny sposób – środkowy palec lata w górę i w dół, serdeczny od lewej do prawej, a mały palec zatacza kółka. Palec wskazujący i kciuk służą mu do układania sztućców.
– Dlaczego tak się trzęsiesz? Z nerwów? A może masz też problem z alkoholem?
Kręci głową z oburzeniem.
Nie rozumie mojego poczucia humoru i wydaje się spięty. Czy to przeze mnie? Raczej nie onieśmielam wyglądem. Jestem niska i drobna, do tego mam pełno piegów na na twarzy, ramionach i barkach. Nawet moje piersi są piegowate, ale akurat o tym on nie może wiedzieć. Chyba że ma bujną wyobraźnię.
Może to kwestia moich włosów i wyznawanych przez niego przesądów na ich temat. A może po prostu odrzucają go rudzielce? Moje grube loki wyglądają przecież całkiem nieźle. Myślę, że wszystko przez moje wielkie, żabie oczy. Szeroko otwarte, potrafią czasem działać onieśmielająco. Eva, nie bądź taka nieśmiała, weź się w garść, przestań udawać tępą krowę.
– Wystarczy pić mniej kawy i trochę zdrowiej się odżywiać. Nadmiar kawy źle wpływa na nerwy.
Uśmiecha się drwiąco i odpowiada, że to nie przez kawę, a poza tym odżywia się całkiem zdrowo. Dokuczają mu krótkie spięcia w głowie. Nie mam się czym martwić. Drżenie palców niedługo ustanie.
Krótkie spięcia w głowie? O co mu chodzi? Że brakuje mu piątej klepki? Naszemu poprzedniemu pomywaczowi też jej brakowało. Zakochał się na śmierć w naszej pomocy kuchennej. Początkowo uważaliśmy, że to słodkie, ale kiedy nie odwzajemniła jego uczucia, zrobiło się dość paskudnie. Gość wsadził głowę do zlewu. Woda była bardzo gorąca, więc doznał oparzeń trzeciego stopnia. Odjechał w karetce, wyjąc z bólu. Od tamtej pory nic o nim nie słyszeliśmy.
Znów ta cisza. Powiedz coś, Eva, bo stoisz tu i chyba już zaczęłaś zapuszczać korzenie. Pomywacz zachowuje się jak manekin.
Okej, nie mam czasu na selekcjonowanie pytań, więc zaczynam go nimi bombardować.
Czy jeszcze gdzieś pracuje?
– Tak, najczęściej dorywczo.
Cisza.
Czy się tu urodził?
– Tak.
Cisza.
Ile ma rodzeństwa?
– Dwie siostry i dwóch braci.
Cisza.
Co jeszcze robi poza dorywczą pracą i zmywaniem naczyń?
– Oglądam seriale.
Cisza.
Mam ochotę dźgnąć go widelcem i poprosić – nie, wrzasnąć mu prosto do ucha – żeby zechciał rozszerzyć odrobinę swoje słownictwo. Proponuję, żeby poszedł ze mną na taras.
Tam zapalam papierosa i pytam:
– Jesteś muzułmaninem?
Trochę odważniej.
– Tak.
Cisza.
– Praktykującym?
– Czasem.
Cisza.
– Czasem praktykującym? To tacy muzułmanie też istnieją?
– Po co te wszystkie pytania? – odpowiada.
Wreszcie jakaś reakcja.
– Yyy… w razie gdyby kucharz chciał ci coś ugotować. Będzie wiedział, żeby nie smażyć wieprzowiny. Przyrządzi ci kurę.
– Drobiu też nie jem. Trzeba go rytualnie… jestem wegetarianinem.
– Od kiedy jesteś wegetarianinem?
– Jestem wegetarianinem tylko tutaj. Oszczędza mi to wielu pytań.
– Uważasz, że zadaję za dużo pytań?
Patrzy na mnie z uśmiechem.
– Jesteś jak strażnik z Guantanamo, minus tortury.
– Może jeszcze przyjdzie czas na to ostatnie.
Jeśli dalej będzie milczał, to następnym razem wsadzę mu głowę w pomyje.
Znowu ta nieszczęsna cisza.
– Wtykam nos w nieswoje sprawy?
– Nie, nie, naprawdę nie jest źle.
– Zadam jeszcze jedno pytanie, żeby się tego oduczyć, a potem na zawsze zostawię cię w spokoju.
O co mam go spytać? Powiedz coś, Eva, dzisiaj nie ma głupich pytań, tylko głupie odpowiedzi.
– Skąd pochodzisz?
– Z Waasdorp.
– Chodzi mi o twoje korzenie.
– Z Maroka.
– Myślałam, że jesteś Włochem albo Hiszpanem. Nie wyglądasz na Marokańczyka.
– Całkiem nieźle, ale nie wierzę. Wyglądam jak typowy Marokańczyk. I moje imię też brzmi bardzo marokańsko. Chciałaś mnie trochę wyczyścić, robiąc ze mnie Włocha. Z Marokańczykami wszystko jest w porządku, mimo że to muzułmanie, mimo że są głośni i często zbierają się w grupkach. Jestem Flamandem marokańskiego pochodzenia. Albo nazwij mnie imigrantem. To brzmi dużo bardziej cool i na pewno się nie pomylisz. Albo mów po prostu „muzułmanin”. Może tak będzie nawet lepiej, bo to ponadczasowe słowo. Ale teraz sam zaczynam się plątać. Szczerze mówiąc, nie obchodzi mnie, co sobie myślisz.
Uśmiecha się kpiąco i mówi, że czekają na niego garnki i patelnie. Odchodzi z drżącymi palcami.
Prosta rozmowa wywołuje w nim nieufność. Nie obchodzę go. Nie ma kontaktu. Żadnego zainteresowania. Żadnego pytania skierowanego do mnie. Ma drżące palce, a do tego łatwo nastąpić mu na odcisk. To raczej jasne. Dla niego liczą się pieniądze, cała reszta go nie obchodzi.
2
Prawdopodobnie dalej mieszkasz u mamy albo do niej wróciłeś. Nic się nie układa? Czujesz się bezwartościowy, nierozumiany przez nikogo? Zastanawiasz się nad samobójstwem? Nie rób tego, my możemy ci pomóc. Wypędź z ciała nikczemnego szatana i wykorzystaj swoje porywy do wyższych celów. Wznieś się ponad siebie i zostań wreszcie bohaterem, który był w tobie od zawsze. Spełnij czyn godny bohatera. Zrób zamach. Pokaż, jak wielką masz moc. Spraw, aby cię nie zapomnieli. Dokonaj zemsty na tych, którzy cię wyśmiewają, którzy tobą gardzą. Dokonaj zemsty, bo to ty jesteś wybrańcem. Nawet jeśli do spraw wiary odnosisz się z rezerwą. Liczy się intencja. Twoja ambicja zostanie nagrodzona koroną w ogrodach rozkoszy.
Na co czekasz, bohaterski wojowniku? Dostaniesz sporo autonomii. Bądź kreatywny i licz tylko na siebie. Staruszkowie i dzieci, wierzący i niewierzący. Zamach nie dyskryminuje.
Nie spiesz się, starannie przygotuj atak. Unikaj kontaktu z myślącymi podobnie. Unikaj ryzykownych sytuacji, w których będą mogli cię przyłapać. Rób wszystko sam. Wówczas rząd nie będzie w stanie cię śledzić. Nie będzie w stanie podjąć żadnych działań.
My, domorośli naganiacze, opowiadamy się za jak największą liczbą domorosłych terrorystów. Im więcej strachu, tym dla nas lepiej. Dzięki twojej pomocy ludzie będą nie tylko wystraszeni, ale też rozwścieczeni. Dzięki twojej pomocy w każdym muzułmaninie będą widzieć potencjalnego domorosłego terrorystę. Dzięki twojej pomocy będą znieważać muzułmanów, napadać ich i mordować. Mamy nadzieję, że tak się stanie. To nasze najgłębsze pragnienie. Dopiero wtedy można będzie rozpocząć prawdziwą walkę.
Nie możemy się doczekać.
Czuję się paskudnie i mam wrażenie, że dostałam kosza. Mam ochotę wbić sobie w stopę nóż do mięsa albo zanurzyć głowę w pomyje. Zachwiał moją wiarą w siebie i mnie uraził.
Dla jasności, nigdy nie wbiłabym sobie noża w stopę. Owszem, Eva miewa czasem szalone myśli, ale w porę je odsiewa. Owszem, mam go za aroganckiego dupka, a siebie za idiotkę, bo poświęciłam mu tyle uwagi. Owszem, to może wymknąć się spod kontroli i dlatego rozważam zduszenie sprawy w zarodku. Jestem jego szefową, a on nadal jest na okresie próbnym. Mogę powiedzieć, że w restauracji „All Cook Up” nie ma ruchu i mamy obecnie wystarczająco dużo osób do zmywania. Zatrudniliśmy go na końcu, więc logiczne jest, że musi odejść pierwszy. Zadzwonię do niego, gdy tylko ruch się zwiększy. Zawsze stosuję tę wymówkę, kiedy kogoś zwalniam. Źle potem sypiam. Wiecznie wydaje mi się, że zrujnowałam komuś życie. Wyrzucenie z pracy sprawia, że żona chce rozwodu i zabrania kontaktu z dziećmi. Przez to, że go zwolniłam, powiesił się na drzewie. Trudno jest pozbyć się Pomywacza. Osoby do pracy na zmywaku nie rosną na drzewach. Ta praca jest tak paskudna, że cieszę się, kiedy w ogóle ktoś do niej przychodzi. Zmywak znajduje się na samym dole listy zawodów. Niżej na drabinie społecznej są już tylko prostytutki i żebracy. Potrzebujemy Pomywacza – jeśli go zabraknie, będziemy mieli problem. Nie żeby był wyjątkowy, pracuje powoli, ale inni są jeszcze wolniejsi.
Jest szybszy na przykład od siedemdziesięcioletniej Rosette o donośnym głosie i jeszcze głośniejszych pierdnięciach. Rosette nie ma już zębów, a do tego nie lubi nosić sztucznej szczęki i zakłada ją tylko na specjalne okazje. Co pół godziny robi sobie kilkuminutową przerwę na papierosa, zostawiając kolegów ze zmywaka w smrodzie swoich bąków. Pracuje bardzo powoli, ale przez myśl by mi nie przeszło, żeby ją zwolnić. Starsze panie mogą sobie pracować bez sztucznej szczęki i pierdzieć do oporu.
I jest też Hendrik, poczciwy pięćdziesięciolatek z niepełnosprawnością umysłową. Ma spore żółtawe zęby, a kiedy mamrocze – Hendrik nie mówi na głos – w ustach zbiera mu się za dużo śliny. Zawsze nosi czerwoną czapkę z daszkiem z reklamą Jupilera.
Po swojej zmianie zawsze pije zimnego Jupilera. Wyczekuje tej chwili. Pracuje na zmywaku, bo jest przewodniczącym lokalnej drużyny futsalu. Piłkarze wykorzystują jego upośledzenie. Hendrik za wszystko płaci, dba o czystość ich strojów, stawia wszystkim kolejkę po meczu i cieszy się, bo gracze nazywają go przewodniczącym.
Ludzie z niepełnosprawnością umysłową mogą sobie pracować w czerwonej czapce z daszkiem z reklamą Jupilera i do woli ślinić się przy mówieniu. Jeśli o mnie chodzi, Hendrik może zaślinić całą kuchenną posadzkę.
Hendrik i Rosette są tu szczęśliwi, bo mogą cokolwiek znaczyć. Każdy na tej planecie chce coś znaczyć, bo inaczej po co żyć? Musimy zachować to złudzenie, prawda?
O czym ja to mówiłam? No cóż, Hendrik i Rosette nie pracują lepiej, a już na pewno nie szybciej. Ale są za to sympatyczniejsi od milczącego, aroganckiego Pomywacza ze swoim akcentem z Waasdorp.
Od tamtego dnia usiłuję unikać zmywaka. Tyle że potrzebuję miseczek deserowych. Biorę kilka, a on nagle chwyta mnie za ramię.
Mam zajęte ręce, Pomywacz blokuje mi przejście, nie mogę ruszyć się w żadnym kierunku.
– Eva, wspominałem ostatnio o serialach. Znasz może taki serial… jak on się nazywał… widziałaś kiedyś „Grę o tron”?
Kręcę głową.
– Nie? Muszę jutro odwiedzić rodziców… ale czemu zacząłem mówi
o rodzicach? Przepraszam, opowiadałem o serialu. Chciałem powiedzieć, że coś cię ominęło. Zazdroszczę ci, że możesz jeszcze obejrzeć wszystkie odcinki „Gry o tron”. Muszę jutro iść do dentystki, ostatnio była zła, bo zapomniałem o wizycie. Powiedziała, że i tak będę musiał zapłacić. Czemu zacząłem mówić o dentystce?
– Nie wiem.
– „Gra o tron” opowiada o siedmiu królestwach, które walczą o władzę. Naprawdę warto. A wiesz, czemu? Bo jest mroczny, dowcipny, kobiety nie są stereotypowe, tylko bardzo silne i fajne. Okej, jest sporo nagości i to jest minus, ale serial nie może być idealny, dopiero wtedy będzie idealny. Rozumiesz, o co mi chodzi?
– Nie całkiem. Masz problem z nagością?
– Nie mam absolutnie żadnego problemu z nagością. Im więcej, tym lepiej. Nie, nie to miałem na myśli. Chodzi o to, że łamią wszystkie reguły obowiązujące w Hollywood. Bohater historii może w każdej chwili zginąć. W innych serialach nie ma czegoś takiego i w życiu byśmy na to nie poszli. Ale tutaj bohater może jednocześnie być kutasem. Taki jest człowiek. Bohater i kutas. Wszyscy mamy w sobie coś z bohatera i sporo z kutasa. Ale takie jest życie, jak to mówią na ulicy. Jeśli chcesz poznać życie, musisz żyć na ulicy. Oto hasło ulicy.
Uśmiecham się grzecznie. Pomywacz zaczyna się lekko jąkać.
– A nawet jeśli nie zrozumiesz tego serialu, to i tak będziesz go uwielbiać. Nie musisz go rozumieć, jest tam ruda kobieta z piegami, trochę podobna do ciebie. Strasznie mi się podobają twoje piegi. Okej… tego miałem nie mówić, ale właśnie o tym myślałem. I znowu to robię? Przepraszam za tę głupią gadkę. Nie jestem taki. To przez krótkie spięcia w mojej głowie. One tak jakby łapią mnie za gardło i w każdej chwili bez uprzedzenia mogą od środka walnąć mnie w głowę, przez co nieświadomie wypowiadam swoje myśli. To nie jest aż takie okropne, uderzenia nie bolą. Jeszcze raz przepraszam i proszę, nie myśl sobie, że stosuję podstępne tricki na podryw. Nawet nie umiem flirtować, jestem w tym beznadziejny. Wiem, że mi nie wierzysz, i że myślisz, że jestem walnięty. Ale to nie problem, imigrantom częściej nie wierzą. Nie jestem też hipochondrykiem. Po prostu nie jestem na sto procent. Ale to nie jest negatywne, tylko pozytywne.
Notuje palcem w powietrzu każde słowo, które padają z jego ust. Zupełnie jakby pisał na niewidzialnej szkolnej tablicy.
– Wiem, że cię nudzę, ale chcę powiedzieć ostatnią rzecz o tym serialu. Latają tam smoki i krążą lodowi ludzie, a moja ulubiona postać jest karłem. Naprawdę polecam.
Odpowiadam, że zapamiętam tytuł i zostawiam go, jąkającego się i piszącego w powietrzu.
Tłumaczenie powstało w ramach specjalnego programu dla tłumaczy literatury flamandzkiej, organizowanego przez Flanders Literature (flandersliterature.be)