(Rozmowy) o współczesnej literaturze niderlandzkiej – strona prowadzona przez Fundację Literatura
Joris Luyendijk, źródło wikipedia.org
Z Jorisem Luyendijkiem, gwiazdą holenderskiego dziennikarstwa, autorem międzynarodowego bestsellera o manipulacjach mediów (Szokujące fakty z życia reportera) oraz blogerem renomowanego brytyjskiego dziennika The Guardian, rozmawia Anna Rosłoń.
WIĘCEJ O AUTORZE I POLSKIM TŁUMACZENIU JEGO KSIĄŻKI
Anna Rosłoń: Reporter i pisarz – tak chyba należałoby Cię opisać. Jak sam to widzisz?
Joris Luyendijk: Elegancko mówiąc widzę siebie jako pisarza, który wybrał media za temat twórczości, tak, jak inni pisarze wybierają historię i piszą powieści historyczne, albo stawiają na literaturę i piszą recenzje i eseje. Właściwie jestem zwyczajnym szpiegiem.
Cofnijmy się na chwilę do samych początków, czyli do wyboru kierunku studiów (albo, cytując Ciebie, do „wędrówki po kierunkach”). Politologia, historia, antropologia… A w końcu język arabski i teologia. Dlaczego?
Sam nie wiem dokładnie. Mógłbym zmyślić odpowiedź, bo tak wypada – od ludzi oczekuje się spójnych życiorysów. Ale ja kieruję się własną ciekawością i intuicją, a o wielu rzeczach decyduje przypadek. Równie dobrze mogłem studiować język rosyjski albo hindi.
Badania, które prowadziłeś w Egipcie w trakcie studiów, zaowocowały pracą magisterską i pierwszą książką, Dobry mąż czasami bije swoją żonę (tytuł oryginału: Een goede man slaat soms zijn vrouw). Co pociągało Cię w pisarstwie?
Proces pisania ciąży jak ołów i jest zajęciem wykonywanym w samotności, ale daje niezwykłą satysfakcję, przynajmniej komuś z moim charakterem. Przeżuwam materię tak długo, aż puści wszystkie soki i wtedy przestaje mnie interesować. Nie na darmo mówi się „przerobić” jakiś temat – bo to też jest robota.
Twoja książka Szokujące fakty z życia reportera (tytuł oryginału: Het zijn net mensen) stała się ogromnym sukcesem w Holandii i za granicą. Spodziewałeś się tego, czy było to zaskoczeniem? Co oznaczało to dla Ciebie?
Byłem bardzo zaskoczony, bo myślałem, że książka zainteresuje co najwyżej dziennikarzy. Ale ona wpisała się w ducha czasu; wiele osób jest zarówno bardzo ciekawych działania mediów, jak i sceptycznych wobec tradycyjnych źródeł autorytetu. A ta książka jest właśnie o tym.
Jesteś korespondentem, wykładowcą, prezenterem, a oprócz tego piszesz książki i prowadzisz badania naukowe Czy wszystkie te projekty wpływają jakoś na siebie? Jak to odbierasz?
Nie, raczej nie wpływają. Szczerze mówiąc, coś tam po prostu robię i tyle (tylko nikomu o tym nie mówcie!). Dostaję różne propozycje, od wykładania na uczelni po bycie prezenterem, a teraz jeszcze ten The Guardian… [Joris Luyendijk przez wiele miesięcy prowadził bloga na łamach prestiżowego brytyjskiego dziennika The Guardian o londyńskim City i ludziach tam pracujących. Antropologiczne spojrzenie na zachodzące tam procesy uczyniło jego blog jedną z ciekawszych i oryginalniejszych analiz źródeł obecnego kryzysy finansowego – Ł.K.]. Często mówię „tak”, bo się boję, że mógłbym później żałować. Następnie staram się wywiązać z zadania.
Zajmowałeś się przeróżnymi tematami: od dyktatury (Szokujące fakty…), przez politykę (Ja ci tego nie mówiłem, ale…, tytuł oryginału: Je hebt het niet van mij, maar…), po świat finansów (Banking Blog w Guardianie). Czy jest w tym wszystkim jakiś wspólny mianownik, np. kwestie siły i bezsilności?
– Tak, to prawda, bardzo interesuje mnie kwestia władzy. Zajmuję się naukami społecznymi, a myśl postmodernistyczna, w której władza wydaje się być właściwie jedyną stałą, mocno na mnie wpłynęła. Poza tym staram się analizować obszary, które mają istotny wpływ na życie moje i moich czytelników. W takiej sytuacji z definicji trzeba zajmować się kwestiami władzy i jej źródłami. Zarówno tymi bezpośrednimi, na przykład politykami, jak i pośrednimi –mediami.
Religia jest dla Ciebie przedmiotem naukowej dyskusji, czy także osobistym doświadczeniem?
Przede wszystkim interesującym fenomenem naukowym i społecznym. Bardzo lubię cytat z Somerseta Maughama: Bóg, którego ludzie mogą zrozumieć, przestaje być Bogiem.
W listopadzie 2013 Szokujące fakty… ukazały się w polskim tłumaczeniu. Co ci przychodzi na myśl, gdy mowa o Polsce?
Lech Wałęsa. Na początku lat osiemdziesiątych narodziła się moja świadomość polityczna, a Polska to była wtedy naprawdę wielka historia. W programach informacyjnych pokazywano codziennie strajki i bardzo je przeżywaliśmy. Teraz już prawie nie sposób sobie przypomnieć, jaki wpływ zimna wojna miała na społeczeństwo; świadomość, że skierowane są na nas głowice atomowe, że uciska się miliony ludzi w Europie Wschodniej. To były czasy, kiedy uciekinierów przyjmowano z entuzjazmem. Udało im się przecież wyrwać zza żelaznej kurtyny – mówiono. Patrząc z perspektywy czasu, częściowo była to propaganda, ale tak to wówczas przeżywaliśmy. I polska piłka nożna, Littbarski!
Na zlecenie dziennika The Guardian zajmujesz się światem finansów w londyńskim City. Twoje obserwacje brzmią ponuro i niepokojąco. Co najbardziej Cię poruszyło w City?
To, że politycy nic nie mogą lub nie chcą zrobić. Tak naprawdę mamy do czynienia z kryzysem suwerenności. W coraz większym stopniu nie jesteśmy krajami z bankami, ale bankami z przyczepionymi do nich krajami. Kiedyś może się to fatalnie skończyć, bo banki zarządzane są w tak zły i destruktywny sposób, że prędzej czy później znowu eksplodują.
Kiedy możemy spodziewać się książki o City?
Mam nadzieję, że w Holandii ukaże się jesienią, w Anglii pod koniec zimy, a później może w innych krajach Europy. Oczywiście jeśli będzie zainteresowanie.
Rozmawiała Anna Rosłoń