(Rozmowy) o współczesnej literaturze niderlandzkiej – strona prowadzona przez Fundację Literatura
Kiedy zaczynała karierę Nixon i Breżniew byli jeszcze u władzy, Sto lat samotności dopiero co się ukazało, a Arnon Grunberg miał dwa lata i nie przeżywał jeszcze kryzysu tożsamości. W pięknej kamienicy przy Prinsengracht czeka na nas Elsbeth Etty, jedna z najbardziej znanych i wpływowych holenderskich recenzentek literackich.
Kto zna holenderski krajobraz literacki lepiej niż recenzentka, która od kilku dekad śledzi wydarzenia na tym polu? Poznała kilka pokoleń pisarzy, a jako dziennikarka dodatku Książki w renomowanym dzienniku NRC Handelsblad od lat czyta (prawie) wszystko, co opublikowano w języku niderlandzkim i warte jest krytycznej lektury.
Wolkers, jego styl mnie przeraził
Na stoliku w kuchni leżą stosy nowych książek. Świetnie, ale może kiedyś było wszystko lepiej? – pytamy.
– Nie, poziom w ostatnich dwudziestu latach się nie obniżył – odpowiada Etty. – Kiedy przygotowywałam się do dyskusji o Wielkiej Trójce XX-wiecznej literatury niderlandzkiej [Mulisch, Hermans, Reve – Ł.K.] zorganizowanej w Amsterdamie m.in. przez NRC, zdałam sobie sprawę, że poziom literacki od czasów Wielkiej Trójki wcale się nie pogorszył. Ostatnio czytałam ponownie Wolkersa, którego właściwie też powinno się do tej grupy zaliczyć, i chwilami byłam przerażona jego stylem. Zdarza mi się to też w przypadku Hermansa. Obecny poziom jest całkiem dobry. Uważam, że na przykład Herman Koch, o którym mówi się czasem w dosyć lekceważącym tonie, pisze dobre książki – pod względem stylu, zawartości i tematyki. Fakt, że powieść łatwo się czyta, nie jest według mnie dyskwalifikujący.
Ponieważ jeden z nas jest z Polski, skąd pochodzi czworo zdobywców Nagrody Nobla z dziedziny literatury, jesteśmy ciekawi, dlaczego jeszcze nigdy nie uhonorowano tą nagrodą niderlandzkojęzycznego pisarza. Etty odpowiada, że nie czyta w myślach członków komitetu noblowskiego, ale ma teorię, która to wyjaśnia.
– Liczą się nie tylko walory literackie, ale i motywy polityczne. Komitet Noblowski ma swoje własne kryteria, takie jak poprawność polityczna, najlepiej lewicowo zorientowani pisarze, wybrane kraje czy autorzy, którzy reprezentują sobą coś większego, jak na przykład Nadine Gordimer będąca symbolem ruchu białych przeciwników apartheidu. Mam wrażenie, że oni czasem myślą, że teraz przyszła kolej na ten czy inny kraj, na ten czy inny obszar językowy. Nie jest zatem tak, że Holandia nie wydała na świat żadnych pisarzy, zasługujących na Nobla.
Nobel dla Grunberga?
Który zatem holenderski pisarz powinien dostać Nagrodę Nobla z literatury?
– W tej chwili największymi holenderskimi pisarzami są A.F.Th. van der Heijden i Arnon Grunberg. Może oni [Komitet Noblowski] uważają, że Grunberg jest za młody, ale dla mnie to żadne kryterium. Uważam, że jeśli chodzi o Holandię to właśnie oni dwaj mają największe szanse. Grunberg podejmuje uniwersalne tematy, akcja jego książek nie dzieje się tylko w Volendam czy czymś podobnym.
Także wśród pisarzy, którzy opublikowali mniej książek niż Grunberg i van der Heijden Etty widzi wiele talentów, które w przyszłości staną się może Nową Wielką Trójką. Recenzentka NRC wymienia kilka nazwisk: Jamal Ouarachi, Saskia de Coster czy Hanna Bervoets.
Reportaż literacki: chętnie, ale…
W ostatnich latach publikuje się w Holandii coraz więcej literatury faktu. Nawet wielu powieściopisarzy przekonuje, że treść ich książek oparta jest o rzeczywiste wydarzenia. Co Etty o tym myśli?
– Bardzo lubię literaturę faktu, nie lubię jednak tego hybrydowego gatunku, na przykład książki Het zusje van de bruid Jorisa van Casterena. To historia, która się wydarzyła, a z której on robi tak zwaną powieść. Imiona i nazwiska są zmienione, ale można rozpoznać kto jest kim – mówi Etty.
– Literatura faktu ma swoje reguły, fakty muszą się mianowicie zgadzać. Jeśli pisze się powieść, można zlekceważyć fakty i stworzyć własny świat. Uwielbiam literaturę faktu, ale literatura faktu oznacza dla mnie, że opisywane wydarzenia muszą być prawdziwe, a autor posługuje się środkami literackimi. Przejawia się to w stylu i np. w użyciu metafor. Fakty muszą być jednak kontrolowalne. Autor reportażu literackiego, na przykład Geert Mak, który napisał książkę o Stanach Zjednoczonych, nie może zatem napisać, że był gdzieś i widział umierającą kobietę, jeśli nie jest w stanie poprzeć tego dowodami. Literatura faktu rządzi się innymi zasadami niż literatura bez dodatku „faktu”.
Książka Het zusje van de bruid van Casterena Etty się zatem nie spodobała (według van Casterena przyczyna tej niechęci była inna niż rzekome mijanie się z faktami, które Etty mu zarzuca – ale na razie to zostawmy). Jednak o innych holenderskich reportażach literackich Etty ma o wiele lepsze zdanie.
– De Vergelding Jana Brokkena uważam za bardzo dobry przykład udanego reportażu literackiego. Książka opowiada o wydarzeniach z okresu drugiej wojnie światowej w jednej konkretnej wiosce (Rhoon). Przy takiej okazji można by puścić wodze fantazji lub napisać historię typu „co by było gdyby”, ale Brokken przeprowadził gruntowne śledztwo dziennikarskie i zgromadził wiele materiałów. Jedynie spisał je używając środków literackich. Brokken to po prostu dobry pisarz, ale jego książka to nie fikcja.
Innym przykładem książki, która znajduje się na granicy fikcji i prawdziwej historii jest nowa książka Oeka de Jonga, Pier en ocean.
– To autobiograficzna książka, ale de Jong część faktów pominął, a inne fakty przerobił w fikcję. W wywiadzie opowiedział mi, że nawet przeprowadził wywiady ze swoimi rodzicami i skorzystał z nich w trakcie pisania książki. Zrobił z tego jednak własną opowieść. „Skłamał rzeczywistość”, tak by to można ująć, ale to przecież powieść. Różnicą jest zatem to, że w przypadku fikcji ma się taką wolność, a w przypadku reportażu wolności takiej się nie ma.
Literatura z telewizora i koniec papierowej recenzji
„Prawdziwa historia”, na to hasło natrafimy nawet w materiałach promujących powieści. Dlaczego mielibyśmy czytać wymyślone opowiastki, skoro do wyboru mamy tyle „prawdziwych opowieści”? Czy Etty także w haśle „prawdziwa historia” widzi łatwą receptę na komercyjny sukces?
– Jeśli dotyczy to znanych osób, to faktycznie tak to wygląda. Jeśli na przykład ktoś sławny opisze, jak zamordował swoją matkę, wtedy nawet jeśli będzie to kiepsko napisane, ludzie i tak pobiegną do księgarni po tę książkę. Z drugiej strony uważam, że wielka literatura mimo wszystko jest zrozumiała i dostępna dla każdego. Jest ponadczasowa – w przeciwieństwie do sensacyjnej, nieskładnej autobiografii jakiejś sławy, o której po kilku tygodniach nikt nie pamięta. Wielkie dzieła, takie jak np. Wojna i pokój Tołstoja – w których „prawdziwe historie” również się pojawiają, ale opisane z perspektywy artysty – wyrastają ponad aktualną rzeczywistość.
Etty jest bardzo krytyczna wobec książek, które próbuje się sprzedać epatując sensacją, ekshibicjonizmem czy ładunkiem autobiograficznym pozbawionym wyraźnej artystycznej funkcji.
– Uważam I.M. Connie Palmen za dobry przykład powieści, którą spece od marketingu sprofilowali jako „prawdziwą historię”, a która utraci tę wartość dodaną (którą mimo wszystko miała w okresie tuż po śmierci Ischy Meijera), kiedy już wszyscy o nim, a być może i o Connie Palmen, zapomną.
Koniec pierwszej części wywiadu z Elsbeth Etty; kolejne części wkrótce.
Rozmawiali Łukasz Koterba, Joep Harmsen;
Tekst całości wywiadu w języku niderlandzkim tutaj