(Rozmowy) o współczesnej literaturze niderlandzkiej – strona prowadzona przez Fundację Literatura
Fragment książki W tramwaju (Op de tram) holenderskiej dziennikarki Jorie Horsthuis (tłumaczenie Olga Niziołek).
Wydawnictwu Ambo/Anthos i autorce dziękujemy za pozwolenie na publikację fragmentu W tramwaju.
W TRAMWAJU (FRAGMENT)
SIERPIEŃ (2)
Od kilku miesięcy Tom jest motorniczym w brygadzie pracującej na wszystkich liniach. Wcześniej pracował jako konduktor na linii 12, ale uważał, że bycie konduktorem to nuda.
– Sorry, mam nadzieję, że nie bierzesz tego do siebie, ale zasypiałem przy tym z nudów. Przez połowę czasu nie ma nic do roboty, pasażerowie marudzą, no i zawsze jest się zależnym od motorniczego.
Nie, Tom woli siedzieć z przodu.
– Mogę jechać własnym tempem i patrzeć, co dzieje się na ulicy. A trudnych pasażerów odsyłam po prostu do tyłu. Bo takich kolesi zawsze paru się znajdzie!
Przez chwilę Tom milczy, a potem recytuje:
Bóg stworzył ludzi i zwierzątka,
Ale pasażer jest wyjątkiem –
Sam diabeł maczał palce
W powstaniu tego skubańca.
Patrzy na mnie rozbawiony.
– Jeszcze tego nie słyszałaś, co?
Chichoczę, faktycznie nie słyszałam tego wcześniej. Mówię, że sprytnie postąpił, kończąc kurs na motorniczego. Zwłaszcza teraz, kiedy posada konduktora może odejść w niepamięć.
– Ach, nic jeszcze nie wiadomo – myśli na głos Tom. – Wiele plotek się słyszy, ale połowa z tego to głupoty. Ja należę do związku zawodowego, czasem się słyszy to i owo. Na przykład historyjkę, że Connexxion ma odpowiadać za cały transport w Amsterdamie. Bzdura, to niemożliwe. Gmina posiada wszystkie udziały w GVB, więc nigdy by do tego nie dopuściła. Po prostu dostaniemy koncesję na lata 2012-2017. Ale pamiętaj, ja tego nie powiedziałem, te rozmowy toczą się za zamkniętymi drzwiami.
Docieramy do pętli na Diemen trzy minuty za wcześnie.
– Nie szkodzi, po drodze z zajezdni na pętlę mierzą czas tylko na Pretoriusstraat – uśmiecha się Tom. – No, to teraz szybka kawa.
Wynika z tego, że rozważny motorniczy może mieć dobre wyniki i jeździć punktualnie, a jednocześnie mieć tyle czasu, żeby po zakończeniu przejazdu jeszcze spokojnie coś zjeść czy wypić. O ile po drodze nie zdarzy się coś, przez co i tak się spóźni. Otwarty most, śmieciarka na torach albo wypadek tuż przed jego nosem.
– Nie da się kontrolować wszystkiego – przyznaje Tom.
Wraca do tramwaju z papierosem przyklejonym do wargi.
– Chodź, słoneczko, sprawdzimy, czy Amsterdam już się obudził.
Wlokę się do kabiny.
– Do zobaczenia niedługo, na dworcu! – krzyczy za mną.
Kiedy wracamy do Diemen, zauważam nagle, jak wiele osób czeka na przystankach. W tramwaju jest niespokojnie, ludzie krzyczą do siebie, chodzą w tę i z powrotem i bacznie mnie obserwują. Jest jeszcze sporo przed siódmą, co oni mają do roboty w Diemen?!
– Klienci Pantaru, co do jednego – wyjaśnia Tom. – To ten zakład pracy chronionej niedaleko pętli.
W połowie przejazdu staje przy mnie pani z zespołem Downa. Przed chwilą ogłosiłam, że na ulicy Wijtenbachstraat można się przesiąść na linię 3 lub 7.
– Albo na autobus 22, 37 i 41 – dodaje.
Uśmiecham się i sięgam po mikrofon.
– I na autobusy 22, 37 i 41.
Pani siada zadowolona. Pasażerowie wyruszają z pętli do oddalonego o kilkaset metrów zakładu pracy.
– Po południu wszyscy będą wracać dziewiątką – komentuje Tom. – Każdego dnia to samo. Już rozpoznaję niektóre twarze.
Trochę później pojawiają się pierwsi turyści. Jakiś Amerykanin pyta na przystanku Kruislaan, kiedy dojedziemy do Placu Dam. Odpowiadam, że to jeszcze potrwa, więc powinien obserwować ekrany przy suficie.
– Dam Square? – pyta ponownie przy Alexanderplein.
Potrząsam głową i tłumaczę, że Dam zostanie zapowiedziany, za jakieś sześć przystanków. Dwa przystanki dalej Amerykanin znów stoi przede mną. Na jego twarzy maluje się napięcie.
– Za trzecim razem powinnaś zawsze powiedzieć „tak” – radzi Tom przez interkom. – Czy to ich przystanek, czy nie, niech wysiadają. Żebrzą tylko o uwagę, a my mamy, do jasnej cholery, lepsze rzeczy do roboty.
Spoglądam na zagubionego Amerykanina. Nie mogę mu tego zrobić.
– Usiądź przy mojej kabinie – wskazuję na siedzenie przy drzwiach. – Dam ci znak, kiedy będziemy dojeżdżać.
Z wdzięcznością siada, a kiedy zbliżamy się do Dam, kiwam lekko głową. Amerykanin natychmiast się podrywa i staje przy drzwiach.
– Dam Square, Royal Palace – dobiega z głośnika.
Więcej o książce i jej autorce.
Więcej o Oldze Niziołek.
Wydawnictwu Ambo/Anthos i autorce dziękujemy za pozwolenie na publikację fragmentu W tramwaju.
—
Pozostałe fragmenty:
—
(zamieścił Ł.K.)