(Rozmowy) o współczesnej literaturze niderlandzkiej – strona prowadzona przez Fundację Literatura
To dziwne uczucie: po raz pierwszy spotykasz na żywo kogoś, kim zajmowałeś się od kilku lat i kogo znałeś jedynie z tekstów, które publikował. Na papierowego Jorisa van Casterena natknąłem się od razu po przyjeździe do Holandii w 2009 roku, Jorisa van Casterena z krwi i kości spotkałem dopiero dwa lata później.
Zaczęło się tak: na jednych z moich pierwszych zajęć na Vrije Universiteit, krytyce literackiej prowadzonej przez Elsbeth Etty, każdy ze studentów dostał kilka książek nominowanych do AKO Literatuurprijs. Wspólnie tworzyliśmy tzw. Schaduwjury, „jury cieniów” tej jednej z najważniejszych holenderskich nagród literackich. Zadanie było proste: podobnie jak w prawdziwym jury rozdzielono między nas nominowane książki, które następnie mieliśmy zrecenzować.
– Może coś z literatury faktu? – odpowiedziałem zapytany, którą z książek chcę dostać. Przydzielono mi Lelystad van Casterena. I tak się zaczęło, w gruncie rzeczy czysty przypadek.
Dzięki mojej pozytywnej recenzji udało się przepchnąć Lelystad na finałową listę sześciu nominowanych przez Schaduwjury tytułów (recenzja dostępna jest również w wersji polskojęzycznej). Także główne, „dorosłe” jury umieściło Lelystad w finałowej szóstce. Ostatecznie oba jury za najlepszą książkę 2009 roku w Holandii uznało inne tytuły. Ale dla van Casterena dobre przyjęcie Lelystad oznaczało przełom w jego karierze. A dla mnie – początek niewytłumaczalnej fascynacji.
Do dziś trudno mi powiedzieć, co urzekło mnie w literackich reportażach Van Casterena.
Wyjaśnienie pragmatyczne: Van Casteren słynie z ascetycznego stylu, krótkich zdań, braku rozbudowanych metafor. Dla czytelnika, dla którego niderlandzki nie jest językiem ojczystym, ma to olbrzymią zaletę: nie trzeba co minutę sięgać po słownik.
Wyjaśnienie tematyczne: Van Casteren pisze o tzw. zwykłych ludziach, ich codziennych małych dramatach oraz niecodziennych fascynacjach i szaleństwach. Dla mnie, poczatkującego dziennikarza w Holandii chcącego jak najlepiej poznać ten kraj, ludzi tu mieszkających i ich problemy, to nieocenione źródło wiedzy o tej smutniejszej, sfrustrowanej, ciemniejszej stronie Holandii.
Wyjaśnienie estetyczne: mimo pozornie błahych tematów i mało porywającego stylu, w większości tekstów van Casterena da się odczuć swego rodzaju lekką ironię. Van Casteren z pozoru zachowuje dystans wobec swych bohaterów i bywa empatyczny; jeśli jednak przyjrzeć się dokładniej jego reportaże pełne są czarnego humoru i gorzkiej ironii.
Wyjaśnienie literackie: Van Casteren to dziennikarz i wszystkie jego teksty to „prawdziwe historie”, bez zmyśleń i fikcji. Mimo to jego zbiory reportaży i reporterskie książki czyta się jak opowiadania i powieści.
Przez kolejne dwa lata studiów jeśli tylko było to możliwe wszystkie moje prace zaliczeniowe dotyczyły książek i reportaży Van Casterena. Podobnie było z pracą magisterską, gdzie przypadek van Casterena posłużył mi do dosyć mętnych rozważań na temat granic pomiędzy fikcją a literaturą faktu oraz do próby odpowiedzi na pytanie, jak daleko posunąć się może autor literackiego reportażu.
Niestety w trakcie spotkania z Van Casterenem sprzed kilkunastu miesięcy nie miałem przy sobie dyktafonu i tylko początek spotkania odbywał się na trzeźwo, więc trudno mi dziś zdać z niego relację. Rozmawialiśmy wówczas m.in. o jego najnowszej książce Het been in de IJssel, która wkrótce powinna się ukazać. Noga w de IJssel opowiada o nodze pewnego Niemca wyłowionej w rzece de IJssel w Holandii oraz o dziennikarskim śledztwie Van Casterena, który próbował rozwikłać tę zagadkę. Z tego co wiem od autora, życie właściciela nogi nie było nudne a słowa „prostytutka”, „kokaina” czy „wódka” w tekście Het been in de IJssel pojawią się nie raz.
Książka miała się ukazać w styczniu, ale kiedy pod koniec stycznia ponownie rozmawiałem z autorem, Van Casteren znów wybierał się do Niemiec, więc prace, jak widać, nieco się przedłużyły. Spotkaliśmy się wówczas w Hadze na festiwalu literackim Winternachten. Van Casteren wraz z innym znanym autorem literatury Frankiem Westermanem brali wówczas udział w debacie z Arturem Domosławskim, autorem głośnej i kontrowersyjnej – również w Holandii – biografii Kapuścińskiego. Jeśli komuś starczy cierpliwości, tutaj może przeczytać przeprowadzony przeze mnie z tej okazji wywiad z Domosławskim.
Od lewej: Artur Domosławski, Wim Brands, Joris van Casteren; Haga, festiwal literacki Winternachten.
Również tego styczniowego wieczora w Hadze nie miałem przy sobie dyktafonu, więc oficjalnego wywiadu z Van Casterenem nie przeprowadziłem. Warunki były trudne: część oficjalna festiwalu się skończyła, muzyka zrobiła się głośna, a wokół kręciło się wielu pisarzy, więc było z kim rozmawiać. Z nocnego rajdu po haskich pubach nic nie wyszło, gdyż Holendrzy – nawet holenderscy pisarze – to jednak twardo stąpający po ziemi burżuje, a nie żądni przygód wielbiciele życia nocnego.
Menno Wigman, poeta miejski Amsterdamu (w Holandii roi się od stadsdichters, poetów w służbie miasta) martwił się, że nie zdąży na ostatni pociąg, a poetka Naomi Perquin – nagrodzona kilka tygodni temu jedną z najważniejszych poetyckich nagród w Holandii, VSB Poëzieprijs – zastanawiała się, czy w hotelu będą jeszcze wolne pokoje. Özcan Akyol, autor jednego z najgłośniejszych debiutów ostatnich miesięcy, najpierw z werwą opowiadał o swej drugiej książce, by zaraz potem w bliżej nieokreślony sposób się ulotnić.
Skończyło się zatem na nocnym powrocie do Amsterdamu z prawie godzinną przesiadką na mroźnym dworcu autobusowym w Amstelveen i tygodniem grypy. Do trzech razy sztuka – wywiad z van Casterenem w najbliższym czasie na pewno pojawi się na tej stronie. Również rozmowy z Menno Wigmanem, Naomi Perquin i Özcan Akyolem wydają się być dobrym pomysłem.
A na razie – papierowy van Casteren. Tutaj mój tekst o jego reportażu o Nowej Hucie, tutaj tłumaczenie tego reportażu, a tutaj jeszcze jedno tłumaczenie – tym razem kilku rozdziałów Lelystad. Próby przekonania polskich wydawców do wydania Lelystad po polsku na razie niewiele przyniosły, więc niech przynajmniej w sieci będzie trochę van Casterena po polsku.
Autorowi bardzo dziękuję za zgodę na umieszczenie w sieci polskich tłumaczeń jego tekstów.