(Rozmowy) o współczesnej literaturze niderlandzkiej – strona prowadzona przez Fundację Literatura
– Kiedy zabrałem się do pracy nad Oorlog en Terpentijn, wiedziałem, że o pierwszej wojnie światowej napisano już 25 tysięcy książek – mówił w poniedziałek (24.02) w Amsterdamie Stefan Hertmans, flamandzki poeta, eseista, dramaturg i pisarz.
Było to ko kolejne spotkanie z cyklu Arnon Grunberg spotyka… (Arnon Grunberg Ontmoet…), zorganizowanego przez amsterdamskie centrum dyskusyjne De Balie. Wydarzenie to zapowiadałem już na tych łamach.
Grunberg, od ponad dekady jeden z najsłynniejszych i najczęściej tłumaczonych holenderskich pisarzy, rozmawia w ramach cyklu ze wpływowymi myślicielami, pisarzami i politykami. Spotkał się m.in. z byłym burmistrzem Amsterdamu Jobem Cohenem, czeskim ekonomistą Tomaszem Sedlackiem i redaktorem naczelnym dziennika NRC Peterem Vandermeerschem.
Jednym z głównych tematów lutowej dyskusji była najnowsza powieść flamandzkiego intelektualisty, wykładowcy i pisarza Stefana Hertmansa, Oorlog en Terpentijn (Wojna i terpentyna). Książka opowiada o pierwszej wojnie światowej. To powieść, ale inspiracją do jej napisania były wspomnienia dziadka autora, Urbaina.
Na krótko przed śmiercią w 1981 roku dziadek przekazał Hertmansowi kilkaset stron wspomnień. Urbain opisywał w nich swe dzieciństwo w biednej, katolickiej Flandrii w czasach przed wybuchem wojny oraz samą wojnę, w której brał aktywny udział.
– Tak, dziadek miał talent literacki – przyznał Hertmans. – Ta książka to jego historia. Dziadek opisywał wiele rzeczy, których ja nie byłbym w stanie wymyśleć.
Mimo to, zabranie się do napisania tej książki zajęło Hertmansowi ponad trzy dekady. – Dopiero kiedy zbliżał się rok 2014 i setna rocznica wybuchu pierwszej wojny światowej, pomyślałem: teraz albo nigdy – mówił.
Opisy okropności, jakich doświadczyli młodzi żołnierze, miesiącami przebywający w podmokłych i cuchnących okopach, pełnych szczurów, kału i trupów, stanowią jedną z mocniejszych stron książki. – Momentami opisy te nie różnią się wiele od tych, jakie znamy z literatury obozowej – mówił Grunberg.
Kwestia przemocy to jedno z zagadnień, które Hertmansa bardzo fascynują.
– Nie jestem na przykład w stanie patrzeć na scenę gwałtu w filmie, ale nie miałem problemów z opisami przemocy w mojej książce. Może dlatego, że sceny te były mocno we mnie zakorzenione, dzięki opowieściom dziadka – powiedział Hertmans.
– Przemoc jest też pociągająca. Czytając Oorlog en Terpentijn często sobie myślałem: jak to jest pięknie napisane – mówił Grunberg.
Ta estetyzacja przemocy pociąga również Hertmansa.
– Tydzień temu zobaczyłem ponownie Wściekłe Psy (Reservoir dogs) Tarantino. To arcydzieło.
Czy po zagłębieniu się w prawdziwą, nie estetyzowaną i śmieszną przemoc Tarantino, ale w cuchnącą i namacalną przemoc, z jaką skonfrontowany został dziadek Urbain w trakcie wojny, jest Hertmans w stanie oglądać Wściekłe psy z tym samym zachwytem co niegdyś? Tak, brzmiała zaskakująca odpowiedź Hertmansa. Oto jedna z tajemnic i zagadek przemocy. Bezsensowne zabijanie się fascynuje również 63-letnich flamandzkich eseistów. Mimo wszystko.
Przemoc jako estetyczna fascynacja to jedno, przemoc faktyczna i własnoręcznie stosowana to zupełnie coś innego. Dlatego fakt, że wielu młodych Belgów z muzułmańskich rodzin zdecydowało się w minionych latach na wyjazd na wojnę do Syrii, jest dla Hertmansa niezrozumiały i szokujący.
– To niewyobrażalne, że chłopaki, których jeszcze tydzień temu mijałem gdzieś na ulicach Antwerpii, podcinają teraz gardła w Syrii. Nie jestem w stanie tego pojąć.
Choć pomocna tu może być pewna teoria, przypomniał Hertmans.
– Według pewnego filozofa, nie pamiętam już nazwiska, pokój trwa zawsze maksymalnie trzy pokolenia. Dopóki żyją dziadkowie, którzy są w stanie wnukom opowiedzieć o okropieństwach wojny, jest szansa, że się ona nie powtórzy.
Od 1945 roku minęły właśnie trzy pokolenia, więc czy powinniśmy się spodziewać kolejnej wojny? – pytał ktoś z sali. W momencie, kiedy na Ukrainie schła jeszcze na ulicach krew zastrzelonych kilka dni wcześniej demonstrantów, a Rosja wyrażała gotowość wsparcia obalonego prezydenta, spekulowanie na temat wojny w Europie nie jest być może wcale tak teoretyczne. Hertmans podkreślił jednak, że teorii tej nie powinniśmy interpretować zbyt dosłownie.
W De Balie mówiono też o różnicach w percepcji I wojny światowej w Belgii i w Holandii.
– Kiedy Holendrzy słyszą wojna, myślą od razu: druga wojna światowa. Kiedy Belgowie słyszą wojną, myślą od razu: pierwsza wojna światowa. – mówił Hertmans. – Nie chciałbym być źle zrozumiany, ale w pewnym sensie druga wojna światowa była „prostsza”, prostsza w zrozumieniu i wytłumaczeniu. Był jeden bad guy, wiadomo było kto jest zły, walczyliśmy z diabłem, z Hitlerem. A pierwsza wojna światowa to była grupka eleganckich panów z wielkimi kapeluszami, cygarami i sumiastymi wąsami, którzy posłali na śmierć miliony młodych ludzi. Zupełnie bez sensu, nikt nie wiedział właściwie dlaczego.
Po zakończeniu I wojny światowej nastąpiła jeszcze większa katastrofa. Dziś już się o tym często zapomina, ale pandemia grypy hiszpańskiej w latach 1918-1919 kosztowała życie jeszcze większej liczby osób.
– W trakcie I wojny światowej zginęło około 12 milionów ludzi, a w ciągu roku tej epidemii na hiszpankę zmarło 100 milionów ludzi! – mówił Hertmans. – Po wojnie ludzie byli niedożywieni, ich układ odpornościowy był słaby, a w dodatku wszyscy się obściskiwali, bo się cieszyli z końca wojny. I voilà, 100 milionów zabitych.
Epidemia zabrała dziadkowi jego ukochaną. Urbain ożenił się następnie z… siostrą zmarłej ukochanej. Po wojnie wrócił też do ulubionego zajęcia: malarstwa. Jako artysta zupełnie nie eksperymentował. Malował tradycyjne, trochę kiczowate, sceny biblijne, pejzaże i portrety, fascynowane dziełami dawnych mistrzów.
– O sztuce współczesnej nie chciał nic słyszeć. Dla dziadka to nie pierwsza wojna światowa była końcem świata, ale socjaliści i sztuka współczesna – mówił Hertmans.
De Balie dziękuję za zaproszenie na spotkanie Grunberg & Hertmans.