Małgorzata Woźniak-Diederen: W książce „El Negro i ja” próbujesz prześledzić, jak zmienia się to, co rozumiemy pod pojęciem rasizmu.
Frank Westerman: Robię to na przykładzie wypchanego Afrykanina, który do 2000 roku stał w hiszpańskim muzeum jako eksponat między wypchanymi zebrami, aligatorami i małpami. W 1830 roku dwójka braci, francuskich 20-latków, oskórowała w Kapsztadzie zmarłego czarnego człowieka, wypchała go gazetami i słomą. Prasa w Paryżu bardzo ich za to chwaliła: byli nieustraszonymi bohaterami w służbie nauki.
Kiedy stanąłem oko w oko z El Negro wyeksponowanym w szklanej witrynie na piedestale w muzeum, poczułem wstyd, a nie dumę. Miałem 19 lat i chciałem zostać pracownikiem organizacji humanitarnych. El Negro był dla mnie jak lustro. Przestraszyłem się. W czasie gdy próbowałem się dowiedzieć, kim był ten człowiek, okazało się, że pojęcie rasizmu znowu się zmieniło. W 2002 roku, kiedy pisałem książkę, słowo „Murzyn” było absolutnym tabu. Po ukazaniu się książki w 2004 roku znowu znalazłem je w holenderskich gazetach.
Frank Westerman
El Negro nie był jedynym takim eksponatem.
Tak, było ich więcej. Jeden eksponat znajdował się kiedyś w muzeum w Wiedniu, ale został zniszczony w pożarze w 1848 roku. Znalazłem rysunek, który przedstawiał go dokładnie w takiej pozycji, w jakiej wyjęto go z beczki w Berlinie. Przesyłka została wysłana statkiem z Kapsztadu.
Wszystkie muzea z czasów kolonialnych mają w swoich kolekcjach mnóstwo ludzkich kości. Człowiek wypchany według sztuki taksydermii, czyli oskórowany, a następnie wypełniony słomą i starymi gazetami, który doczekał w muzeum do 2000 roku, był jednak tylko jeden – El Negro.
„El Negro i ja” nie opowiada co prawda o kryzysie uchodźców, ale rzuca nań nowe światło.
Problem migracji nie narodził się wczoraj. „El Negro i ja” obejmuje przestrzeń półtora wieku. Najpierw to Europejczycy przepływali ocean i Morze Śródziemne, teraz mamy sytuację odwrotną. Duże napięcia powstają w wyniku tego spotkania. Jak to ładnie ujął Frantz Fanon: „Murzynem jesteś dopiero wtedy, kiedy spotykasz białego”. W konfrontacji z innym, tak jak obecnie, musimy wrócić do tego, kim jesteśmy lub kim myślimy, że jesteśmy. Do własnych wartości, kultury. Zderzenie z tłumem uchodźców odczuwane jest jako inwazja. Niesłusznie. Musimy pilnować, żeby tak nie myśleć. Oczywiście, społeczeństwo europejskie ma swoje prawa, zwyczaje i wszyscy powinni stosować się do reguł gry. Od przybyszów można żądać przestrzegania podstawowych zasad. Ja też ściągam buty, kiedy wchodzę do meczetu w Stambule. Zachowując te warunki, powinniśmy zaoferować dach nad głową nowej fali uchodźców.

Nasz – mówię o Holandii – skromny udział to przyjmowanie codziennie 400 uchodźców, którzy przybywają na dworzec centralny w Amsterdamie.”El Negro i ja” wiąże się z ulubionym tematem Ryszarda Kapuścińskiego, czyli tematem Innego. Kto doświadcza spotkania z Innym, zmienia również siebie. Przybycie migrantów i uchodźców zmusza nas do ponownego spojrzenia na nas samych. Musimy określić swoją pozycję. Jesteśmy za czy przeciw, a może gdzieś pomiędzy? My, Europejczycy, musimy dostosować do tej sytuacji nasz własny wizerunek. Czy jesteśmy gościnni, czy obojętni, a może nieprzychylni?
W mojej książce El Negro stawia przed lustrem każdego: kto patrzy na wypchanego czarnego człowieka, patrzy przede wszystkim na siebie.
Mam nadzieję, że książka rzuca nieco światła też na to, jak definiowana i redefiniowana jest tożsamość kulturowa w konfrontacji z „obcym”.